Quantcast
Channel: Susanna szyje
Viewing all 211 articles
Browse latest View live

Moja kuchia po przeszło 2 latach od malowania.

$
0
0
Już od dobrych kilku miesięcy otrzymuję od Was zapytania o to, jak spisuje się farba V33 na frontach mojej kuchni. Chcę dziś pokazać kuchnię po przeszło 2 latach intensywnego użytkowania i szczerze opisać swoje wrażenia.




Kuchnia po kilku latach od zakupu potrafi się znudzić (kobietom podobno częściej niż mężczyznom...). Dla mnie kuchnia to serce domu, bardzo ważne pomieszczenie w którym spędzam mnóstwo czasu. Cudownie jeśli jest nie tylko piękne ale i funkcjonalne. Obecnie jestem dużo bardziej świadoma i już wiem co zrobiłam dobrze a co źle zamawiając swoją kuchnię.

Tak jak już kiedyś pisałam - nasza kuchnia mi się znudziła. Ciemno brązowe szafki zaczęły mnie przytłaczać, zapragnęłam czegoś prostego i lekkiego. Dlatego właśnie postanowiłam przemalować fronty. Wybrałam farbę V33 do malowania frontów ponieważ nie wymagała podkładu. No i przeczytałam dobre recenzje o tym produkcie na jednym z blogów wnętrzarskich. Muszę zaznaczyć, że wówczas ta farba była poniekąd nowością a boom na przemalowywanie mebli zaczął przybierać na sile. Teraz robi to bardzo dużo osób.
Czy po przeszło 2 latach od malowania nadal jestem zadowolona z podjętej decyzji? I tak i nie.

Najpierw zacznę od plusów:
- utwierdziłam się w przekonaniu, że chcę jasną kuchnię! Tak, nie wyobrażam już sobie kuchni w kolorze wenge czy dąb rustykalny. Teraz gdy będę wymieniać fronty wybiorę coś jasnego i jak najbardziej prostego (ale nie całkiem gładkiego). Zobaczę co mi wpadnie w oko.
- jasne szafki zdecydowanie rozjaśniły pomieszczenie i powiększyły je optycznie. Nasza kuchnia nie należy do małych ale za to jest od północnej strony a to oznacza mniej światła. Jasne meble rozjaśniają pomieszczenie, tu nie jest buro nawet gdy na dworze pada deszcz i jest pochmurnie.
- niewielki koszt bardzo dużej metamorfozy! Niespełna 140 zł za tak dużą zmianę to malutko.
- po przeszło 2 latach na meblach nie pojawiły się bliżej niezidentyfikowane plamy a sam kolor pozostał bez zmian (znaczy nie ściemniał i nie zżółknął) czyli jest delikatnie złamaną bielę nazwaną przez producenta "BAWEŁNĄ".

A teraz minusy:
- po ok. 1,5 roku użytkowania farba zaczęła się lepić i ścierać pod uchwytami. Nie na wszystkich frontach ale pierwszym był front z szafki pod zlewozmywakiem. Najpierw myślałam, że to może od jakiegoś zatłuszczenia ale potem ten sam problem pojawił się na wszystkich bardziej eksploatowanych szafkach.



- pomimo mycia (nie używam żadnej agresywnej chemii) lepkość i brud nie zeszły. Do teraz przy uchwytach coś się klei i nie jestem tego w stanie niczym domyć.
- pojawiły się 2-3 niewielkie odpryski - przypuszczam, że to Staś uderzył zabawką. Akurat one są prawie niewidoczne i w ogóle mi nie przeszkadzają. Pewnie gdyby farba nie ścierała się na tylu frontach to teraz wymieniłabym tylko sam blat i zlew a reszta pozostałaby bez zmian. A tak lecę z całością...



- jak wiecie farbą V33 przemalowałam nie tylko szafki kuchenne ale także naszego kochanego Helmuta i szafkę do pracowni a nawet ramę obrazu, którego tutaj nie pokazywałam (a robię to teraz) i stolik pod drukarkę :) I o dziwo na wszystkich tych 4 meblach farba trzyma się nieporównywalnie lepiej niż na kuchni! Znaczy nie lepi się, nie odpryskuje - no kurcze co jest?



Podsumowując.
Moim zdaniem jeśli ktoś naprawdę nie ma funduszy na kosztowną wymianę frontów (bo te lakierowane kosztują sporo więcej w porównaniu do tych oklejanych), nie może patrzeć na swoje stare szafki kuchenne a zarazem w  przyszłości ma zamiar wymienić fronty na zupełnie nowe to polecam. Tak samo jeśli ktoś chce sprzedać mieszkanie wraz z kuchnią a owa kuchnia straszy to myślę, że warto pomalować fronty aby podnieść walory estetyczne mieszkania i podbić cenę.
Zastanawiam się także czy dałoby coś zabezpieczenie frontów jakimś lakierem? Czy to przedłużyłoby ich trwałość? A jeśli tak to jaki lakier byłby najlepszy (aby współgrał z farbą a nie "ważył" się na niej). Trzeba by napisać w tej sprawie do producenta farby z zapytaniem czy taka opcja w ogóle wchodzi w grę.
Decyzja oczywiście należy do Was. Ja jestem z jednej strony zadowolona a z drugiej wkurzona, że farba pościerała się. Niemniej niebawem wymieniam fronty w kuchni i blat więc teraz już naprawdę nie przejmuję się ubytkami. Czekam z niecierpliwością na stolarza i z pewnością pokażę efekt finalny.

Pozdrawiam!
Sus

Pierwsze zderzenie z washpapą czyli nie taki diabeł straszny jak go malują

$
0
0
Tak po prawdzie to podchodziłam do washpapy jak jeż do szczotki ryżowej. Raz, że  nigdy nie zapałałam miłością do szycia torebek (kupowanie to co innego!) a dwa to od zakupu papieru do pierwszego uszytku upłynęło kilka ładnych miesięcy. Niemniej obecnie jestem zauroczona! Ten papier totalnie skradł moje serce :)




Bałam się ale jednak postanowiłam przetestować to cudo. Wykroiłam pierwszą torebkę na próbę. Próba okazała się dość owocna. Zobaczyłam jak to się szyje (znaczy, że papier ten nie wybacza błędów, zupełnie jak skóra czy skay), że trzeba dobrze go namoczyć przed szyciem i że szyje się go gdy jest wilgotny. Pierwsza torba okazała się za duża i pomimo zastosowania zatrzasków jako zapięcia - nie układała się ładnie. Kieszonki na zewnątrz okazały się za płytkie przez co czasem coś z nich wypadało, zaś w podszewce przydałaby się kieszonka zapinana na zamek. Mimo tego nosiłam tę torbę przez ok. 2 miesiące i przekonałam się, że ten impregnowany papier jak naprawdę bardzo trwały!



Tym oto sposobem uszyłam sobie drugą torbę uwzględniając wszystkie wcześniejsze zastrzeżenia  (co mam nadzieję widać na zdjęciach). Teraz jestem bardzo, ale to bardzo zadowolona z uszytku :)


Przede wszystkim torba jest odpowiednio duża i pojemna a zarazem bardzo lekka - to dla mnie ważne, ponieważ w torebce noszę mnóstwo różnych i niekoniecznie potrzebnych przedmiotów ;)
Po drugie zrobiłam głębsze kieszonki zewnętrzne - nazywam je podręcznymi a noszę w nich szpilki, metr krawiecki (wiadomo - zboczenie zawodowe), pomadkę ochronną, krople do oczu i kilka innych niezbędników. Po trzecie podszewka ma kieszonkę zapinaną na zamek i drugą otwartą w której idealnie mieści się mój telefon i ulubiony błyszczyk. Po czwarte torba zapina się na dwa zatrzaski magnetyczne co jest praktyczne ale i trochę ryzykowne dlatego już opracowałam zapięcie na zamek, które niebawem wcielę w życie.


Widziałam, że z washpapy dziewczyny szyją cuda cudeńka ale ja pozostanę chyba przy torebkach. Powoli się wkręcam i chciałabym teraz połączyć różne kolory ze sobą. Na szczęście w moim mieście nie widziałam jeszcze żadnej innej babeczki z taką torebką, chyba jestem pierwsza w Orzeszu ;)
Aha przyjaciółce uszyłam torebkę na prezent - w środku była książka a torbę wykorzysta jeszcze nie raz. Tym razem to połączenie washpapy i tkaniny poliestrowej.




Pozdrawiam!
Sus


O Staśku bidulku, który nie miał się w co ubrać ;)

$
0
0
Oj biedniutki ten nasz Stasiek... taki jakiś pominięty... pominięty w szyciu  (broń Boże w życiu!) oczywiście przez wyrodną matkę :P


Tak to jest jak matka szyje ale dla klienteli małej i większej - na to musi znaleźć czas. A własny dzieć czeka i czeka i czeka i nie potrafi się doczekać. Ale zawzięłam się ostatnio i hurtem machnęłam koszulki z krótkim rękawem i nawet jedną bluzkę z długim rękawem gdyż mi materiału starczyło.


Ruszyłam stare zapasy sprzed 2 lat i w szafie zrobiło się trochę miejsca - na nowe wzory oczywiście ;) Przecież kupowałam te dzianiny z myślą o Staśku a jeszcze chwilka a młody wyrósłby z dziecięcych wzorów. Jeszcze jest małym chłopcem niespełna pięcioletnim. Jeszcze cieszy się z każdej nowej koszulki. "Mama, mama mi uszyła" - pieje w zachwycie. Oby jak najdłużej.


Zawsze gdy robię porządki w jego ciuchach, wywalam za małe i te najbardziej znoszone to sobie obiecuję, że uszyję mu nowe ubrania. Ja MATKA krawcowa (choć nie lubię tak siebie nazywać) ubieram syna w lumpeksach. Muszę to choć częściowo zmienić - w końcu Stach to moja wizytówka.
Szczerze przyznaję, że fajnie się na tego naszego synka szyje. Jest dość wymiarowy, wysoki, w miarę szczupły (mówię, że ubity bo waży już 21 kg), brzuszek nie wystaje - oszczędny model w szyciu, póki co jeszcze mieści się w 0,6 m dzianiny. Ze spodniami gorzej bo nogi dłuższe ale koszulki można w miarę "po taniości" uszyć.

Z czego szyję i co polecam?Najczęściej z Ottobre Kids. Bardzo lubię ten kwartalnik, uważam, że mając 2-3 egzemplarze można modnie i kompleksowo ubrać dziecko od stóp do głów. Na Staśka te fasony są idealne. Lekko zawyżona rozmiarówka bardzo mi odpowiada. Nie znoszę szyć gdy po fakcie okazuje się, że ciuszek jest "na styk" wrrrr.

Zatem pozwólcie moi mili, że zaprezentuję Wam najnowszą Staśkową kolekcję ubrań.
* Oto bluza "minimars" z darmowego wykroju do pobrania. O jaka fajna... tylko kurde szkoda, że za mała! Uszyta o rozmiar większa a i tak za mała (buuuuu...). Cudem go w nią wcisnęłam i bardzo szybko musiałam rozebrać bo zaczął wpadać w lekką furię ;) Niemniej rozważam ponowne uszycie owej bluzy tym razem na zmodyfikowanym wykroju z Ottobre.


* Koszulki hurtem skrojone i uszyte: lewki, traktory i kumple z Madagaskaru. Mojemu chrześniakowi też uszyłam koszulkę z Madagaskarem to i Stasiek zażyczył sobie taką samą. Nie mogło być inaczej.




* Zielony komplet na dzień ziemi w przedszkolu. Spodnie uwielbia (bluzki już nie znosi) bo mordka jest odblaskowa. Poza tym wyznacza przód i tył i łatwo się je ubiera. Wykroje oczywiście z Ottobre Kids.


* Koszulka w roboty + koszulka we wzory marynistyczne uszyte specjalnie na wyjazd nad morze. Taką samą koszulkę we wzory marynistyczne uszyłam dla kolegi Staśka, o rok młodszego Mateusza. Z kolei bluzkę w labradory uszyłam dla siostry Mateusza, 7 letniej Romy. Mateusza i Romę Staś poznał w zeszłym roku na wczasach w Piaskach. W tym roku ponownie się tam z nimi spotkaliśmy a ubrania były drobnym upominkiem dla rodzeństwa :)


Ufff i póki co wsio. Więcej nie mam ale jesień się zbliża a ponieważ jakiś czas temu odkupiłam od znajomej resztki dzianin więc nadal jest z czego szyć :) Tym razem pójdę w spodnie, koszulki z długim rękawem i bluzy.
A Wy lubicie szyć dla swoich pociech? Widzicie w tym sens czy wolicie kupić po taniości np. w Pepco?
Pozdrawiam!
Sus

5 urodziny Stasia

$
0
0
Każdy kolejny rok niesie ze sobą wielkie zmiany w wyglądzie i zachowaniu Staśka. Wcześniej termin "pyskate dziecko" był mi praktycznie obcy - teraz codziennie w domu odbywamy potyczki słowne. Tak to bardzo ważne kto kogo postawi do kąta - matka syna czy syn matkę ;) Słodkie niebieskie oczka to zmyła - oto nasze 5-letnie diablątko w owczej skórze :>


Nic mi  tak skutecznie ciśnienia nie podnosi jak pyskówki Młodego. Momentalnie robi mi się gorąco a w środku telepie mną na wszystkie strony. Z natury mam niskie ciśnienie i w sumie dobrze, bo pewnie już bym wylądowała na kardiologii.
"Ty tu nie rządzisz" czy "sama pójdziesz do kąta" to tylko maleńka próbka możliwości Staśka. Wyrabia się chłopak coraz bardziej, aż się boję co będzie za dwa lata.


Nadal jest płaczliwy i w zasadzie nie ma dnia bez łez. Tak, są takie dzieci, które wyją codziennie o byle pierdołę. Nie chodzi o płacz z powodu bólu ale o tak sobie płaczą bo lubią. Każdy powód jest dobry aby się rozbeczeć. Stach jest w tym mistrzem!


Znajome, których pociechy też zaliczały się do płaczków mówią, że to mija ok 10 roku życia. Cudownie... Osiwieję i chyba zacznę farbować włosy!

A tak poza tym to naprawdę fajny chłopak, z genialnymi przemyśleniami i odzywkami, które potrafią rozłożyć nas na łopatki.
Nadal bardzo aktywny, non stop biega albo jeździ na rowerze lub hulajnodze (dostanie nową ale o tym ciiiii). O właśnie myślałam, że nigdy nie nauczy się jeździć bez podpórek bo bardzo szybko się zniechęcał a tu nagle niespodzianka. Już wiosną śmigał sam na dwóch kółkach a teraz cały czas szlifuje jazdę. Niestety na drodze jest zagrożeniem bo jeździ środkiem a nie bokiem :/ Wspólne wycieczki to dla mnie ogromny stres.


Jest lubiany w przedszkolu i mimo, że w domu daje nam popalić to tam muchy nie skrzywdzi o koledze czy koleżance nie wspominając.
Zakochał się w piłce nożnej - piłkarskie przedszkole i pan trener to świętość. Ubiera strój piłkarski i kopie w piłę. Ciekawe czy mu nie minie? Mam nadzieję, że nie. Niech się rusza jak najwięcej.
Wszędzie go pełno. Wspinanie się po czym tylko można to jego hobby z tym, że niestety nie czuje strachu co bardzo mi się nie podoba. Ostatnio wraz z Maćkiem byli w parku linowym i łazili 8 m nad ziemią. Stach był atrakcją, ludzie zatrzymywali się i patrzyli na tego skrzata hen tam wysoko.





A tak poza tym to uwielbia Hot Wheelsy i Lego. Póki co teraz klocki poszły w odstawkę ale wiem, że gdy pogoda się sypnie i nastanie mokra jesień a po niej zima to będzie składał Lego namiętnie! No i cieszę się, że lubi książki. Ogląda, komentuje i prosi aby mu czytać. Chyba będzie miał umysł ścisły bo liczby ładnie rozróżnia i nazywa a literek wcale. No jedynie "S" jak Staś ;) Leworęczność coraz bardziej się uwidacznia. Pisze i rysuje lewą ręką. Je raz prawą a raz lewą.
Z "dobrych" wieści to muszę nadmienić, iż w kościele wstępuje w niego diablisko! Dostaje małpiego rozumu, gada, wierci się i ma ogólnie wszystko to w nosie. Trochę mnie to martwi ale mam nadzieję, że za jakiś czas opanuje się i będzie OK.


Na deser zostawiam sobie życzenia... Rośnij nam Synu zdrowo i rozwijaj się pięknie. Miej dobre serduszko dla ludzi i zwierząt bo wiesz może niebawem będzie z nami mieszkał malutki piesek ze schroniska ;) No i nie przejmuj się tak bardzo gdy starszy kolega coś Ci tam nagada - to tylko głupotki a Ty je za bardzo bierzesz do serca i się nimi przejmujesz. Idź sobie własną ścieżką, którą powoli wydeptujesz. Czas tak szybko biegnie, popatrz masz już 5 lat i prawie 22 kg! A jak się urodziłeś to byłeś takim małym, śmiesznym, niespełna 3 kg robalem :) Buziaki od mamy i taty! Bardzo Cię kochamy, jesteś naszym największym skarbem :]




No i to byłoby na tyle. Musiałam napisać co nieco o Staśku bo za chwilę zapomnę jak to było gdy miał 5 lat.

PS. Te piękne zdjęcia wykonał Krzysztof Grabowski - nasz ulubiony fotograf. No wiecie robił nam zdjęcia jako narzeczonym, potem był na naszym ślubie a teraz pstryka fotki Młodemu a i my się przy okazji załapaliśmy :) Polecamy z całego serca bo to bardzo zdolny fotograf o szerokim spectrum zainteresowań.
~~~~~

Z okazji swoich 5 urodzin Staś mam dla wszystkich klientówrabat w wysokości 10% na cały asortyment sklepu i to aż przez 5 DNI! Zapraszam na eTasiemka.net


Na koniec kilka cyfr wartych utrwalenia:

  • waga: 21,8 kg
  • wzrost: 117 cm
  • długość stopy: 19,5 cm
  • ilość zębów: 16 szt
  • obwód głowy: 52 cm
  • obwód brzuszka: 55 cm 
Pozdrawiam!
Sus

Maraton ze Złotym Krojem

$
0
0
Czekałam, czekałam i się doczekałam :) Postanowiłam zaczekać, aż zrealizuję wszystkie zlecenia, które opierałam o Złoty Krój zanim umieszczę nowy wpis na blogu. Trochę mi zeszło ponieważ część zleceń była z jesieni a część teraz ze stycznia ale... oto one!



Nie będę pisać peanów pochwalnych o ZK - mam, używam, nie narzekam. Uważam, że dla osób, którym obca jest konstrukcja to całkiem niezły wariant. Wiadomo, że trzeba wprowadzić małe poprawki ale... gdzie nie trzeba? Chyba tylko tam, gdzie  ktoś wykonuje konkretywykrój od A do Z na daną osobę. Mam gdzieś krytykę tego systemu. Jeśli komuś się on nie podoba, uważa, że to droga ściema to niech nie używa. Uszyłam już tyle ciuchów ze ZK, że mam wyrobione zdanie. A teraz pokażę efekty.

Krótki żakiecik a'la Chanel.
Uszyty chyba we wrześniu 2018 roku na wesele. Klientka sama dostarczyła tkaninę i poprosiła o uszycie czegoś a'la bolerko w razie gdyby pogoda nie dopisała. Mądrze zrobiła bo akurat w ten dzień pogoda nie dopisała i było chłodno. Także miło jest narzucić coś na odkryte ramiona. Coś co nie jest szalem. Poza tym taki żakiecik można wykorzystać wielokrotnie po weselu. Świetnie wygląda z dopasowaną spódnicą, sukienką a nawet z jeansami. Fajnie, że zrezygnowała z oklepanej satyny na rzecz ciekawego żakardu (tak mi to wygląda) przetykanego srebrną nitką.
Bałam się trochę co wyjdzie z wykroju, ponieważ Pani Iwona jest posiadaczką szerokich ramion (zupełnie jak ja, znacznie to powiedzenie: "kobieta śląska w barach szeroka, w dupie wąska"). Na szczęście żakiecik nie krępował ruchów, nie ciągnął w ramionach - był wygodny. Uff kamień z serca. Pani Iwona zadowolona to i ja zadowolona.




Prosta sukienka na wesele.
Pani Aniela to niezwykła babka. Ma już swoje lata ale gdy tylko wchodzi do pracowni to tak jakby słońce osobiście mnie odwiedziło :) Nie wiem jak ona to robi ale od niej bije taka jasność, pogoda ducha i radość, że chce się z nią przebywać i rozmawiać. Zadbana, ładnie ubrana no i co najważniejsze - serdeczna. Poprosiła o uszycie prostej, lekko rozkloszowanej sukienki na wesele. Coś co będzie mogła założyć jeszcze nie raz po weselu. Przyniosła piękną tkaninę w kolorze morskiej zieleni - kolor na zdjęciach jest okrutnie przekłamany. Na żywo 1000 razy bardziej intensywny. Chciałyśmy zaszaleć z jakimś fajnym ozdobnym zamkiem na plecach ale jedyne co znalazła to taki prosty, metalowy złoty zameczek. Sukienka jest na podszewce i ma tylko zaszewki piersiowe po bokach.
Nie było za wiele poprawek. Szyło się szybko i przyjemnie.
Myślę, że pięknie ułożone włosy i staranny makijaż + złote dodatki zrobiły z tej prostej sukienki naprawdę fajną, weselną kreację.



Odzież medyczna.
Pani Bernadka to moja stała i pierwsza hospicyjna klientka. Wcześniej szyłam dla  niej bluzy z Papaverowego wykroju ale tym razem zażyczyła sobie sukienki medyczne z elanobawełny. W zasadzie miała być prosta biała spódnica, czerwona sukienka oraz luźna seledynowa sukienka.
Ona lubi zwariowane wzory i kolory dlatego czerwoną sukienkę uszyłam z wykroju, z którego sama daaawno temu korzystałam -> KLIK i KLIK
Sukienka z przodu ma cięcia francuskie oraz naszywane kieszonki, zaś tył jest zupełnie luźny aby nie było problemu z zakładaniem jej przez głowę.

 

Seledynowa sukienka to po prostu przedłużony wykrój na t-shirt, następnie odcięty pod biustem i lekko dopasowany w talii. Dzianina w Smerfetki to pętelka kupiona stacjonarnie. Chciałabym znać reakcję koleżanek i pacjentów gdy ją w niej zobaczyli :) Myślę, że wywołała wiele radości.


A na koniec prosta biała spódniczka z elanobawełny. Co tu dużo mówić - kolejny raz skorzystałam z tego sprawdzonego wykroju :



Zaszewki w talii, rozcięcie z tyłu i paseczek - pielęgniarski klasyk :)


 


I to byłoby na tyle. Obiecuje sobie, że w tym roku wskrzeszę bloga i że wreszcie uszyję coś dla siebie. Boże jakie ja mam tkaninowe zapasy! Jakie ja mam plany! Jak ja chcę wypróbować wykroje z Ottobre Woman! Tylko czasu tak mało dla siebie...

Pozdrawiam!
Sus

Jak uszyć obrus z ramką - step by step

$
0
0
Szew kopertowy to moje ukochane wykończenie wszelkich serwetek, obrusów czy bieżników. Elegancki szew kopertowy wygląda pięknie i estetycznie po obu stronach. Zawsze polecam go moim klientkom gdy te zlecają mi uszycie np. bieżnika. OK co prawda trzeba zakupić o 10 cm więcej tkaniny ale efekt końcowy jest tego wart.
Dziś pokażę Wam jak uszyć szew kopertowy lub tz. ramkę. To naprawdę proste i przyjemne. 



Od dawna myślałam o stworzeniu tutorialu o szwie kopertowym ale dopiero imieniny mojej cioci i własnoręcznie uszyty dla niej prezent, skłoniły mnie do uwiecznienia i opisania poszczególnych etapów szycia.
Bo oto uszyłam dla niej serwetę 90 cm x 90 cm oraz dwie poszewki na poduszki 40 cm x 40 cm.
Wybrałam tkaninę typu homedecor z kolekcji hiszpańskiej firmy Loneta. Myślę, że trafiłam ze wzorem, ponieważ w zeszłym roku wujostwo odświeżało mieszkanie i na ścianach pojawił się delikatny beż.
Tkanina dekoracyjna koronkowe mandale ma delikatny wzór a przy tym beżowe tło z widocznym przeplotem. Baaardzo mi się podoba. Wygląda naturalnie i trochę surowo. I o to mi chodziło :)

Musicie wiedzieć, że są różne szkoły tworzenia "ramki". Jedni zalecają więcej cm inni mniej. Ja zwykle zaginam 5 cm dookoła, następnie 1,5 cm a gotowa ramka ma 3,5 cm szerokości. Ta szerokość wydaje mi się optymalną dla mniejszych rozmiarem obrusów, bieżników czy serwetek.
No to zaczynamy :)

Potrzebne:

- dowolna tkanina o wymiarze 100 x 100 cm (jeśli chcesz uszyć np. bieżnik w rozmiarze 40 cm x 90 cm to musisz przygotować kawałek tkaniny o wymiarach 50 cm x 100 cm - 10 cm więcej na szerokość i na długość). Wybieraj tkaniny niezbyt lejące, o gęstym splocie. Może być zwykła tkanina bawełniana.
- ekierka (rodzice dzieci szkolnych z pewnością znajdą takową w piórnikach swoich pociech)
- nożyce
- szpilki
- ołówek/kredka krawiecka
- metr krawiecki





Zaczynamy!

1. Najpierw zaginamy brzegi tkaniny na szerokość 5 cm. Robimy tak ze wszystkich 4 stron. Ładne, równe 5 cm dookoła serwetki. To bardzo ważne aby cały czas kontrolować szerokość zagięcia tak aby była ona równa na całej długości i wynosiła 5 cm. Następnie  starannie zaprasowujemy żelazkiem.




2. Po zaprasowaniu naszym oczom powinien ukazać się taki widok:


3. Teraz znów zaginamy i zaprasowujemy brzeg tkaniny ale tym razem na szerokość 1,5 cm. Ze wszystkich 4 stron ładne i równie 1,5 cm. To bardzo ważne aby cały czas kontrolować szerokość zagięcia tak aby była ona równa na całej długości i wynosiła 1,5 cm. Następnie starannie zaprasowujemy żelazkiem.



4. Teraz zaczyna się zabawa i bardzo ważne etapy szycia. Na powyższym zdjęciu zaznaczyłam miejsce gdzie przecinają się zaprasowane linie tkaniny. W miejscu przecięcia linii możecie sobie wbić szpilkę a następnie złożyć zaprasowane brzegi prawymi stronami do siebie. Zepnijcie je sobie u dołu szpilkami aby nic się nie przesuwało.


5. Teraz potrzebna będzie ekierka. Przykładamy ją do punktu przecięcia zaprasowanych linii i tworzymy kąt prosty. Następnie rysujemy linię po której będziemy szyć.



6. Przeszywamy ściegiem prostym.



7. Odcinamy rogi zostawiając ok. 1 cm zapasu materiału i palcami "rozprasowujemy" szew.



8. Wywracamy na prawą stronę i naszym oczom ukazuje się szew kopertowy. Ostrymi nożyczkami, grubą igłą lub ołówkiem delikatnie wypychamy rogi aby były spiczaste i estetyczne. Zaprasowujemy.



9. Teraz pozostaje tylko obszyć serwetę dookoła tworząc tzw. ramkę.



10. Gotowe! Serweta prezentuje się właśnie tak. "Koperta" wygląda zdecydowanie ładniej niż zwykłe podwiniecie na dwa razy. Moim zdaniem lepiej leży (nie podwija się) a jeśli to duży obrus - ładniej się układa na stole. Polecam!



Jak widzicie uszycie ramki wcale nie jest trudne. Łatwo dojść do wprawy - każdy kolejny bieżnik czy obrus szyje się szybciej ;)

Pozdrawiam!
Sus

Wygodne dresiki poproszę :)

$
0
0
O ile mnie pamięć nie myli to Ottobre Woman (jedyny egzemplarz jaki posiadam) odkupiłam od Eweliny 2 lata temu. Dlaczego? Ponieważ spodobały mi się sportowe modele: spodnie dresowe, legginsy i sukienka.
No i właśnie dziś będzie o spodniach :]


W 2018 roku stało się coś czego się kompletnie nie spodziewałam: adoptowaliśmy psa ze schroniska. Co tu dużo pisać - Fikus skradł moje serce gdy tylko zobaczyłam jego zdjęcie na olx (prawda, że ma taką fajną poczciwą mordkę). Bardzo szybko skradł także serce Stasia, a że męża mam takiego "do zgody" więc nie robił problemów i piesiul już pod koniec sierpnia zamieszkał z nami. Teraz jest naszym pupilem. Pupilem z którym trzeba codziennie kilka razy wychodzić na spacer.
I tutaj Was zaskoczę bo to Maciek wychodzi z Fikim na spacery a ja tylko doraźnie gdy go nie ma. I to chyba dzięki tym spacerom w zeszły sezon jesienno-zimowy mąż praktycznie nie chorował (w przeciwieństwie do mnie)!



Jak spacer to przydałyby się jakieś wygodne spodnie dresowe. Wbrew pozorom jakoś do tej pory nie kupiłam dresiaków, które dobrze by na mnie leżały. Albo za szerokie, albo za długie albo za jakieś kosmiczne pieniądze. I wówczas przypomniałam sobie, że przecież mam Ottobre Woman 2/2017, w którym jest wykrój na spodnie. Od pomysłu do czynu i już po ok. godzinie mogłam cieszyć się z nowych portek.



Szyłam "na czuja" - na szwy dodałam dosłownie po 1 cm. Po pierwszej przymiarce okazało się, że nogawki muszę nie tylko lekko zwęzić ale także skrócić o ok. 6 cm. Poza tym leżą idealnie, nie są za szerokie, nigdzie się nie marszczą a i pas wypada w odpowiednim miejscu :]
Nie lubię kieszeni w spodniach ale tutaj postanowiłam je uszyć, mogą się przydać na "kupoworki" albo psie smakołyki :D



Dzianina w gwiazdy pochodzi z mojego sklepu etasiemka.neti już dawno temu skradła moje serce. Nie jest mocno rozciągliwa więc kolana nie powinny wypychać się jak szalone. Myślę, że wypadałoby uszyć jeszcze bluzę do kompletu. Może będę wyglądać dziwnie ale naprawdę podobają mi się te gwiazdy.
Sam wykrój tak bardzo mi odpowiada, że postanowiłam uszyć sobie jeszcze ze 2-3 pary spodni i ruszyć wreszcie te moje zapasy tkanin!

Aha oczywiście teraz jak nie Staś to Fikus chce być uwieczniony na zdjęciach. Nawet nie wiecie ile ich usunęłam - na prawie każdym był psi zadek ;)



Pozdrawiam!
Sus

Spódnica z wiskozy.

$
0
0
Uhhh dawno mnie tu nie było. Aż mi głupio pokazywać mój najnowszy "uszytek" ponieważ nie wyróżnia się  ani skomplikowanym krojem ani poziomem trudności na poziomie 5 gwiazdek...
To po prostu zwykła spódnica, która jednak dzięki geometrycznemu wzorowi przyciąga wzrok.


Jak wiecie prowadzę punkt poprawek krawieckich. Czasem (no dobra dość często) dostaję zlecenie poszerzenia czegoś. Tak było i tym razem - klientka przyniosła cieniutką sukienkę z szyfonu z prośbą o zrobienie miejsca na biust ;) W tym celu musiałam udać się do stacjonarnego tekstylnego aby zakupić cieniutki szyfon pasujący do wzorów na sukience.
I właśnie tam wypatrzyłam tę wiskozę.
Mój wzrok przyciągnął wzór na tkaninie, różnokolorowy zygzak. Fajne połączenie kolorów - nie mogłam nie kupić sobie chociaż kawałka :)


Od razu wiedziałam, że uszyję z tej wiskozy spódnicę. Najpierw chciałam długą do kostek na gumce. Potem zapinaną z przodu na guziki - niestety ni jak nie dało się spasować wzoru (musiałabym mieć dwie długości tkaniny) więc ten pomysł odpadł. Na końcu stwierdziłam, że uszyję spódnicę do połowy łydki z kontrafałdą na środku, żeby nie było tak zwyczajnie.
I oto ona. Trochę dziwna ta wiskoza bo raz, że wygląda niczym gruba żorżeta a dwa to dość mocno się gniecie ale cóż - wybaczam, zaciskam zęby i prasuję przed każdym wyjściem ;)


Nie wiem czy jeszcze jej odrobinę nie skrócę ale póki co zostawiam jak jest. Taka długość to dla mnie nowość. A Wam jak się podoba? Mogę tak iść do ludzi?





Pozdrawiam!
Sus

Konik polny w mojej pracowni czyli o Elnie1.

$
0
0
Ah muszę Wam pokazać maszynę, która niedawno wpadła w moje ręce!
Oto ona: pierwsza maszyna kompaktowa marki Elna, zaprojektowaną przez hiszpańskiego konstruktora Ramona Casas Roberta. Pierwsze egzemplarze trafiły do produkcji i sprzedaży w 1940 roku.


Większość ludzi ma  jakieś hobby, jakąś odskocznię od codziennej rutyny. Jedni układają pasjansy albo puzzle a ja lubię od czasu do czasu zerknąć na OLX i pooglądać stare maszyny do szycia z mojej okolicy. Przeważają Singery na korbkę albo na napęd nożny ale ja szukałam czegoś bardziej "na czasie" i czegoś co nie zajmowałoby wiele miejsca. Muszę przyznać, że lubię starocie... po prostu lubię przedmioty z historią. Tym sposobem znalazłam tego oto cudnego "konika polnego" (grasshopper - tak faktycznie nazywano tę maszynę) w zawrotnej cenie 60 zł. Wiedziałam tylko, że maszyna szyje (wypróbowana na sucho na kartce papieru) i że lampka świeci. Reszta była wielką zagadką, którą z przyjemnością odkrywałam.



Szukając w necie informacji o nowym nabytku dowiedziałam się, że Elna1 to pierwsza kompaktowa maszyna do szycia w charakterystycznym zielonym kolorze, która zerwała z wszechobecną czarną farbą jaką były pokrywane maszyny do szycia. Mała, zgrabna, przenośna. Z wolnym ramieniem i lampką. Metalowa walizka (także zielona) po rozłożeniu staje się stołem roboczym. 

 

Zamiast pedału nożnego metalowy wysięgnik, który jest stosowany po dziś dzień w przemysłówkach czy w tych bardziej wypasionych maszynach domowych.


Co prawda Elna1 posiada tylko jeden ścieg prosty ale... i tak ją kocham. Kocham ją za prostotę, za przemyślaną konstrukcję, za nietypowy wygląd i cudownie zielony kolor lakieru. Najpierw maszynę rozkręciłam i wyczyściłam. Raz że chciałam zobaczyć podzespoły a dwa to chciałam posprzątać ale za bardzo nie było czego. Wydaje mi się, że albo maszyna nie była mocno eksploatowana albo właściciel bardzo o nią dbał. Obudowa jest w świetnym  stanie (jak na blisko 80 lat), kilka niewielkich rysek a tak to igiełka. Zieleń soczysta, przyjemna dla oka. Posiłkując się historią Elny, z oficjalnej strony producenta, z sukcesem nawlekłam nitkę górną oraz nitkę na szpulkę z bębenka.










Z lekką obawą wypróbowałam ścieg - maszyna pięknie wiążę, nie pętelkuje i nie ściąga materiału. Pracuje cicho a lampka bardzo dobrze oświetla pole pracy nawet późnym wieczorem. Jedyne co muszę przyznać to, że nie jest demonem prędkości ale za to sunie do przodu równomiernym tempem jak mały czołg :)



W wyposażeniu dodatkowym znalazłam:
- 3 stopki (do podwijania, do cerowania i chyba do pikowania?!)
- maleńki śrubokręt
- metalową zatyczkę na ząbki transportera
- szpulkę starych nici Gutermann
- jakieś metalowe elementy, których przeznaczenia nawet nie znam










Jaka będzie przyszłość maszyny?
Świetlana drodzy Państwo! Mam zamiar na niej szyć! W końcu do tego została stworzona. Poza tym chcę ją zawieźć do znajomego mechanika z Żor - niech Pan Stefan na nią zerknie, może wymieni pasek klinowy, kapnie olejem tu i tam - w końcu są niemal równolatkami ;)
 

Aha jest jedyna wada - brak oryginalnego przewodu zasilającego. Ten obecny niestety nie zawsze styka i czasem maszyna nie szyje. Może mechanik coś poradzi. Zobaczymy.Na koniec zostawiam Was ze zdjęciami oraz opisem co i gdzie znajduje się w maszynie. Może ktoś z Was ma taką samą Elnę - bardzo proszę o kontakt!


Pozdrawiam!
Sus




Buntownik oraz zadaniowiec w jednej małej osobie.

$
0
0
Kochani to już 6 wpis poświęcony naszemu Synowi. Jak co roku 22 sierpnia Młody obchodzi urodziny. Jak nie trudno zgadnąć dziś szóste :)
To naprawdę niezwykłe jak bardzo zmienił się i wydoroślał w ciągu zaledwie roku.
Jak zawsze napiszę o nim "kilka słów" prawdy bo życie ze Stachem to nie tylko "ochy i ahy" - to także ciągła walka o przetrwanie kolejnego dnia bez uszczerbku na zdrowiu. Przede wszystkim psychicznym.




Ojj wychodzi charakterek naszego syna, wychodzi... Coraz częściej zastanawiamy się, jak to będzie gdy Staszek będzie miał "naście " lat - myślę, że teraz to i tak jest przysłowiowa "buła z masłem"...
Do szału doprowadzają mnie dobre rady typu: "to minie", że trzeba "to przetrwać", "przetrzymać" i "przeczekać" itp. Wiem o tym ale jeśli nie wypracujemy i nie nawiążemy szczerej więzi emocjonalnej to za kilka lat nasze dziecko przeobrazi się w kogoś obcego, który odsunie się od nas i być może wpadnie w złe towarzystwo.
Podobno nie ma co panikować tylko żyć. No cóż, w tym roku życie przyniosło kilka zmian i kilka odpowiedzi na kilka ważnych pytań.


Po pierwsze Staś okazuje się być bardzo troskliwym opiekunem w stosunku do innych dzieci - konkretnie tych młodszych od siebie. Rozbraja mnie gdy ze względu na wzrost mocno pochyla się nad młodszym kolegą i pyta czy pomóc mu w danej czynności albo odstąpić miejsca na placu zabaw. Wygląda na to, że byłby dobrym starszym bratem (przynajmniej do czasu gdy młodsze rodzeństwo nie rozwaliłoby mu auta z Lego).
Jest zadaniowcem - jeśli nie ma celu i zadania do wykonania to prawdopodobnie jego marudzenie doprowadzi nas do szaleństwa. Tak było podczas krótkiego ale intensywnego wypadu do Wrocławia. Pokonywał bardzo duże odległości i zupełnie nie narzekał na zmęczenie, upał itp. ponieważ szukał krasnali. Droga do hotelu oddalona o kilka km także nie była straszna ponieważ po drodze mieliśmy wstąpić na plac zabaw i  lody.
Uwielbia się wspinać. Wszystkie konstrukcje z lin na placach zabaw są jego. Parki linowe UWIELBIA! Non stop pyta kiedy znów pojedziemy do parku linowego. Nie czuje lęku przed wysokością - po prostu idzie do przodu pokonując kolejne przeszkody. Nie widzę go bardziej skupionego niż podczas przepinania uprzęży wspinaczkowej. On cały tym żyje! Ewidentnie kocha to i być może, ma talent do wspinaczki?! Kto wie.


Uwielbia pływać i jest święcie przekonany o tym, że potrafi pływać co jest oczywiście nieprawdą. Niestety nie jesteśmy w stanie nauczyć go pływać - pomimo szczerych chęci, próśb i gróźb on nas kompletnie nie słucha, dlatego w najbliższym czasie zostanie zapisany na lekcje z instruktorem. Wydaje mi się, że to co mówi obca osoba robi na nim większe wrażenie i myślę, że szybko opanuje pływanie bo przed wodą i głębokością nie czuje lęku. W ogóle nie jest strachliwy. Lubi próbować nowych rzeczy np. strzelania na strzelnicy.



Wreszcie dowiedzieliśmy się dlaczego non stop płakał. Trudno to sobie wyobrazić ale nie było dnia bez płaczu - o wszystko, o każdą "pierdołę", o każdy drobiazg, który mu nie pasował (pisałam już o tym we wcześniejszych wpisach). Już od pewnego czasu podejrzewaliśmy, że to nie jest normalne zachowanie i że coś musi być nie tak. W końcu zdecydowaliśmy się na wizytę u psychologa, na pełny wywiad i testy. Potem jeszcze neurolog i jak byk wyszły zaburzenia SI. Byłam w szoku gdy zdałam sobie sprawę, że on nie ma czucia głębokiego, że idąc "tip-topami" przydeptuje sobie palce ponieważ ich nie czuje, że nie jest w stanie przejść po prostej linii namalowanej na podłodze, że nie rozróżnia co to znaczy uderzać mocno a co lekko, dlaczego jest tak nadruchliwy albo dlaczego podciąga sobie nogawki w spodniach albo chodzi na palcach. W testach wszystko wyszło. Mając ruchliwe dziecko nie widziałam jak bardzo jest "ociężały" i "niezgrabny" w poruszaniu się.
Nie ma się co męczyć i zachodzić w głowę - trzeba iść po poradę jeśli podejrzewacie, że z Waszym dzieckiem jest coś nie tak. To nieprawda, że samo minie - wcale nie minie tylko przeobrazi się w coś innego co w inny sposób będzie wpływało na jakość życia dziecka. Staś ma orzeczenie z PPP i uczęszcza na zajęcia SI oraz logopedyczne. Teraz największy nacisk kładziemy na zajęcia SI, logopeda jest dodatkiem. Za rok pójdzie do szkoły i ten czas musimy wykorzystać na maxa aby jako uczeń był w stanie wysiedzieć 45 minut w ławce i jeszcze skupić się na lekcjach. Powtarzam, że to samo nie minie i  nie wyrośnie z tego. Jeszcze długa droga przed nami ale już widzimy zmiany na lepsze choć jeszcze... jeszcze jest dużo pracy. Niemniej zajęcia bardzo lubi i uwielbia swoją panią od ćwiczeń.
Poza cotygodniowymi ćwiczeniami musimy ograniczać mu dopływ agresywnych i skumulowanych bodźców płynących z gier czy bajek (szczególnie na telefonie komórkowym). Nie wyobrażam sobie aby nie mieć nad tym kontroli. Zresztą zmiany w zachowaniu (na gorsze) od razu widać gdy pozwolimy mu za długo oglądać bajki albo pograć w grę na komputerze czy telefonie. Jest pobudzony, pyskaty i nie potrafi się na niczym innym skupić. 
Nadal mówi niewyraźnie, nie wymawia wszystkich liter, przekręca litery w wyrazach albo niektórych nie słyszy. Olewa wszystkie "ś""ć", "r", "sz", "cz" itp. Ze słuchem i wiecznymi infekcjami lewego ucha też był problem - na szczęście póki co nie musi mieć zakładanych drenów a i infekcje zdarzają się już  sporadycznie.


Ma nagłe wybuchy złości. Zawsze zadziwia mnie jaki drobiazg potrafi doprowadzić go do furii, która kończy się płaczem i trzaskaniem drzwiami. Złość na szczęście szybko mija ale takie wybuchy są chyba efektem niedojrzałego układu nerwowego.
Z drugiej strony potrafi się przytulić, pocałować w policzek i powiedzieć że kocha. I to tak bez większego powodu ;) Dziękuje i cieszy się z każdego otrzymanego drobiazgu a z przedszkola codziennie przynosi naręcze prac, które muszę cichaczem utylizować ponieważ nie mam gdzie ich trzymać.











Przepada za Fikusem - wzięcie tego psa ze schroniska uważam, za bardzo dobrą decyzję. Uczy się empatii i opieki nad zwierzakiem. Bardzo za nim tęskni i płacze jeśli wyjeżdżamy na kilka dni i psiak musi zostać w hoteliku u znajomej. Non stop go tuli albo pozwala mu spać w łóżku. Fikus też za nim szaleje choć czasem zawarczy jeśli ściśnie go za mocno.



"Nudzi mi się" - o Boże nie mogę tego słyszeć. W sekundzie mam wysokie ciśnienie.  Mając tabuny zabawek i tak nie bawi się nimi. Nadal potrzebuje kompana do zabawy, uwielbia bawić się z naszym trzyletnim sąsiadem.
Z zajęć dodatkowych uczęszcza na angielski dla dzieciaków, który prowadzi moja koleżanka. Bardzo lubi te zajęcia, myślę że godzinka raz w tygodniu póki co wystarczy. I tak niebawem dojdzie mu jeszcze basen. Nie chcę przeginać, nie mieszkamy w Chinach... Smutno mi gdy sobie pomyślę, że już w przyszłym roku wpadnie w szkolną machinę, która nie wypuści go z łap do 18 roku życia (a może i dłużej jeśli będzie chciał).
Jest leworęczny i czuję, że będzie mieć problemy z prawidłowym zapisywaniem literek i cyferek. Mówiąc brzydko, kreśląc literkę, zaczyna z dupy strony. Tak samo z nauką wiązania sznurówek - my go uczymy tak jak my potrafimy to robić a on jest leworęczny i nie umie sobie tego poprzestawiać.

Tydzień przed urodzinami wypadł mu pierwszy ząbek - lewa dolna jedyna, która zresztą jako pierwsza pojawiła się u niego w wieku 8 miesięcy. Bardzo to przeżył i cieszył się na spotkanie z "wróżką zębuszką" bo ona przynosi kasę ;)
Póki co wszystkie ząbki ma zdrowe a dentystę odwiedza z przyjemnością.



Ufff to byłoby na tyle. Rozpisałam się ale chciałam poruszyć problem z integracją sensoryczną bo dotyka on bardzo, bardzo wielu dzieci... i nie zawsze jest właściwie i szybko zdiagnozowany. Nie uważam także aby zaburzenia SI usprawiedliwiały niegrzeczne zachowanie niektórych dzieci - one po prostu nie radzą sobie z nadmiarem bodźców więc trzeba z takim dzieckiem sumiennie pracować i nie przejmować się opiniami "życzliwych" albo "wszystkowiedzących".

Stasiuniu nasz kochany myślę sobie, że kiedyś (kiedy nauczysz się czytać) siądziesz przy komputerze i poczytasz co tu matka Twoja przez te wszystkie lata wypisuje. Zawsze życzymy Ci dobrze i staramy się Ciebie wychowywać jak najlepiej umiemy (nie zawsze nam to dobrze wychodzi...). Kochamy Cię najbardziej na świecie, jesteś naszym oczkiem w głowie i najważniejszą osobą, której chcemy pomagać we wzrastaniu i stawaniu się coraz lepszym człowiekiem. Miej serduszko dobre i otwarte, kochaj ludzi i zwierzęta i idź śmiało do przodu bez strachu. Pamiętaj, że czuwa nad Tobą w niebie babcia Wiesia, prababcia Maria i pradziadek Walter. Oni Wszyscy Cię widzą i codziennie pomagają w sobie znany sposób. Masz super team po tej drugiej, lepszej stronie :)
Całujemy i ściskamy - mama i tata

Na koniec kilka cyfr wartych utrwalenia:
  • waga: 24,5 kg
  • wzrost: 123 cm
  • długość stopy: 20 cm
  • obwód głowy: 52 cm
  • obwód brzuszka: 60 cm


    Pozdrawiam!
    Sus

Zakochałam się w eko torbach :)

$
0
0
Przyznam zupełnie szczerze, że dotychczas nie dopadł mnie szał szycia eko toreb na zakupy - a przecież płatne reklamówki we wszelkiego rodzaju sklepach wprowadzono w... 2018 roku! Mając dostęp do tyyyylu tkanin w mojej etasiemce,wolałam kupić eko torbę w sklepie niż ją sobie uszyć... Jak widać do czasu :)


Kolejny raz napiszę, że szewc bez butów chodzi. Do tej pory nie potrafiłam wygospodarować choć godzinki w tygodniu (!) na uszycie czegoś dla siebie. Zawsze, ale to absolutnie zawsze najpierw wykonuję zlecenia od moich klientów. Cóż z tego, że zrobiłam co trzeba gdy dokładnie w tej samej chwili ktoś przynosił kolejne ubrania do poprawek krawieckich. I tak w koło Macieju.

Dopiero gdy sprowadziłam do sklepu wzór, który "chodził" za mną od dawna -> KLIK postanowiłam uszyć dla siebie eko torbę-prototyp. Bardzo chciałam uszyć torbę idealną pod względem wymiarów i długości rączek. I jest, udało się. Dla mnie te torby są takie jakie powinny być: śliczne, trwałe, odpowiednio wielkie i odpowiednio pojemne. A rączki są idealne do noszenia zakupów na ramieniu bo ja wolę tak niż trzymać ciężar w dłoni.


Z czego szyję swoje torby? Tylko i wyłącznie z tkanin homedecor. To tkaniny o wyższej gramaturze, mniej mnące się (zwykle połączenie bawełny i poliestru) no i te wzory - każdy mi się podoba :)
Póki co powstały torby w koty, psy, pranie i grzyby. Kolejne są już skrojone i czekają na swoją kolej (zawsze szyję po 3 torby z danego wzoru - można rzec, że taśmowo). Rączki są wykonane z taśmy nośnej - szybciej i moim zdaniem trwalej niż takie uszyte z materiału.


Teraz dumnie kroczę do sklepu na swoje cotygodniowe zakupy i upycham towar w moje własne Susannowe torby i jest mi lepiej bo znoszę do domu mniej plastiku.

Kolejny wpis będzie tutorialem dla Was abyście mogli sami uszyć sobie taką idealną eko torbę. Sobie lub komuś bliskiemu sercu ;) bo eko torba to miły upominek, który zawsze się przydaje - wystarczy poskładać w kosteczkę i nosić w torebce czy plecaku.

Pozdrawiam!
Sus

PS. Zerknijcie do mojego sklepu bo właśnie trwa WIELKA WYPRZEDAŻ tkanin, dzianin, minky i dodatków krawieckich! ->etasiemka.net

Kolejna babcia w mojej pracowni.

$
0
0
Gdy w szkole średniej szyłam na takiej maszynie czułam do niej wstręt. Tak tak - marzyłam o nowej, zgrabnej i pachnącej nowością maszynie z mnóstwem ściegów a nie o topornym Łuczniku. Teraz, gdy życie zmusiło mnie do zakupu starego Singera, dziękuję Bogu, że szyje jak marzenie.



Od przeszło 2 tygodni czekam na nową, nieśmiganą Husqvarnę Jade 2.0. Byłam pewna, że po dokonaniu zakupu maszyna będzie u mnie maksymalnie do 3 dni a tu właśnie mija drugi tydzień i maszyny nie widać. Pomijając fakt, że jestem wściekła a zarazem wybitnie zniesmaczona zachowaniem sprzedającego to właśnie ta sytuacja wymogła na mnie zakup kolejnej (już) maszyny.

Miałam plan aby oddać obie moje Husqvarny do naprawy gdy tylko nowa maszyna do mnie dotrze - w jednej nie działa docisk stopki a w drugiej nie działa pokrętło regulacji położenia igły i tym samym nie ma także ściegu zygzakowego. Poza tym jest nieco krzywo złożona i to trzeba poprawić. Dotychczas szyłam na Husqvarnie Prelude 370 ale bardzo brakuje mi tego, że nie mogę zmienić pozycji igły. I zygzaka też brakuje bo w przeróbkach używam go dość często.

Do świąt ledwo 10 dni, szycia i przeróbek od groma a moje maszyny ledwo szyją. W akcie desperacji zerknęłam na olx i znalazłam starego Singera 833 z lat 80-tych za zawrotną kwotę 60 zł. W ogłoszeniu było zaznaczone, że maszyna szyje ale pętelkuje.
OK, szybka kalkulacja: 60 zł za maszynę + minimum 100 zł za serwis. Czas oczekiwania - do 2 dni roboczych. Decyzja zapadła: biorę!
Przytachałam tego żelaznego smoka z Chorzowa Batorego i w domu na spokojnie popatrzyłam co jest nie tak.
Sprawa pętelkowania okazała się błahostką - Pani, od której kupiłam maszynę nie wiedziała, że wystarczy zmienić naprężenie nici, nieco bardziej dociągnąć nić. Teraz maszyna szyje jak złoto, nic a nic nie pętelkuje i jak mały czołg prze do przodu. Aż sama się zdziwiłam, że tak niewiele wystarczyło, spodziewałam się duuuużo większych problemów.
Tak więc piątek 13-go okazał się być dla mnie dniem szczęśliwym.




Dziś sobota, ja w pracy i cały czas zasuwam na Singerze. I już go kocham. Jak dla mnie to ta maszyna jest świetna! Ciężka jasna cholera ale za to ma kilka fajnych rozwiązań:
* chwytacz rotacyjny - zdecydowanie bardziej lubię niż wahadłowy
* zatrzaskowy system mocowania stopek
* wymiana igieł bez użycia śrubokręta
* świetna stopka do wszywania zamków krytych - moim zdaniem najlepsza z tych wszystkich, których do tej pory używałam
* ścieg prosty elastyczny - jak ktoś nie ma overlocka
* kilka ściegów elastycznych + zygzaki w różnych wariantach
* wolne ramię a zarazem całkiem sporych rozmiarów stół powiększający pole pracy - poza tym bardzo łatwo można go zdemontować, jednym przyciskiem

Co mi się w niej nie podoba:
* pożółkły kolor obudowy - ze starości
* brak rączki do przenoszenia - dlaczego?!
* umieszczenie żarówki - można się sparzyć gdy obudowa nagrzeje się (ja już się oczywiście sparzyłam - wiadomo)
i tyle



Dzięki Singerowi 833 znów chce mi się szyć. Przez te problemy z Husqvarnami naprawdę wszystkiego mi się odechciewało. Cóż z tego, że obie maszyny jako tako szyją, skoro cały czas zastanawiałam się kiedy w której coś strzeli. Słowem: szycie z duszą na ramieniu.


Mam nadzieję, że w tym tygodniu Jude 2.0 w końcu do mnie dotrze a wówczas Singer poleci do znajomego mechanika na serwis. Niech dziadek go obejrzy, wyczyści, przesmaruje i odda w moje rączki :) Nie wiem jak długo maszyna nie była w serwisie, być może gumowe elementy sparciały i trzeba je wymienić. Wolę dmuchać na zimne niż eksploatować maszynę na maxa a potem płakać, że coś nie działa. Wam też tak radzę zrobić bo nie znacie dnia ani godziny, kiedy Wasza ukochana maszyna odmówi posłuszeństwa. Poza tym serwis jest zwykle tańszy niż naprawa ;)

Pozdrawiam!
Sus

O Husqvarnie Jade 20 słów kilka

$
0
0
Życie zmusiło mnie do zakupu nowej maszyny. I ciężko w to uwierzyć ale tym razem zainwestowaliśmy (razem z mężem) w pełni skomputeryzowaną maszynę wieloczynnościową. Przeskok ogromny ale za to sentyment do marki Husqvarna pozostał.
Z góry uprzedzam - powstał długi tekst okraszony sporą ilością zdjęć.



Obie moje Husqvarny (Daisy i Prelude) ciężko pracują dla mnie przez cały rok. Faktem jest, że prowadząc punkt poprawek krawieckich szyję ubrania z tkanin cienkich jak i z grubych i trudnych w szyciu. Tych drugich staram się unikać właśnie ze względu na to, że nie mam maszyn przemysłowych tylko domowe. Niestety zakup przemysłówki nie wchodził w grę ponieważ raz, że miejsca mam mało a dwa to korzystam także z innych ściegów poza prostym.

I zdarzyło się niestety tak, że Preludka zaniemogła. Mąż z dobroci serca próbował ją naprawić ale coś urwał i od tego czasu maszyna nie posiada regulacji ustawienia igły oraz szerokości ściegu. Dla mnie to katastrofa. Szybko przesiadłam się na Daisy ale u niej z kolei zaniemógł docisk stopki. Zatem muszę równocześnie oddać obie maszyny do naprawy. No ale na czymś szyć muszę - stąd zakup nowej maszyny, podobno najlepszej w swoim przedziale cenowym.




Nie chcę tu Wam słodzić i pisać jaka to piękna i wspaniała maszyna - chcę rzetelnie opisać swoje pierwsze wrażenia z szycia a za jakiś czas (powiedzmy 2-3 miesiące) zrobić uaktualnienie i napisać co mi się w niej podoba a co nie. Mechanik patrzy na nią pod kątem awaryjności i jakości materiałów z których jest złożona - ja patrzę pod kątem ergonomii i tego jak radzi sobie z różnymi tkaninami. Czy po prostu daje radę w małym punkcie poprawek krawieckich.


Pierwsze wrażenie - wow ale kosmos! Maszyna, która jest nie tylko maszyną ale i obudową maszyny ;) Tak, tak - wystarczy przekręcić pokrętło i wysunąć schowek na pedał i już mamy maszynę do szycia. Śmieszna a zarazem szalenie praktyczna sprawa.


Jakość plastików jak i spasowanie elementów na medal. Plastiki sprawiają wrażenie mocnych i twardych, nie błyszczą się co dla mnie jest dużym plusem bo zdecydowanie wolę mat niż połysk. Wszystkie poszczególne elementy są dobrze spasowane, nie ma szpar przez które mogłyby wlatywać paprochy i pył z tkanin.
Maszyna jest szersza niż Daisy i Preludka i sprawia wrażenie takiego małego niemieckiego czołgu ;) Pewnie dlatego, że cała jest zabudowana.


Przyznam, że po otrzymaniu maszyny przez caluśki jeden dzień przyglądałam się jej badawczo i ehm... bałam się na niej szyć ;) Jestem człowiekiem starej daty i takie komputerowe ustrojstwo trochę mnie onieśmielało. Niemniej drugiego dnia, gdy chłopaki pojechały na łyżwy, na spokojnie usiadłam i spróbowałam nawlec nitkę. Okazało się to dziecinnie łatwym zadaniem i maszyna wykonała dla mnie swój pierwszy prosty szew. Potem zaczęłam klikać i próbować nowych ustawień - wszystko w Jade 20 jest intuicyjne i dobrze przemyślane.


Jakby co jest także duża sięga na otwieranej obudowie maszyny - ta obudowa podczas szycia musi być podniesiona o czym zaraz więcej napiszę.



Maszyna jest wyposażona w chwytacz rotacyjny, posiada także duuuużą płytkę ściegową z podziałką dla łatwiejszego szycia.







 

Maszyna ma  wbudowany, opuszczany nawlekacz igły - super sprawa, niestety wciąż się zapominam i często igłę nawlekam ręcznie. Lata przyzwyczajenia robią swoje ;)


Maszyna została wyposażona w funkcję automatycznego szycia bez użycia pedału - przyda się podczas długiego i prostego szycia. Jest także regulacja prędkości szycia.
Fajnym rozwiązaniem jest pozycjonowanie igły - można ustawić igłę aby była zawsze w górze albo zawsze w dole. Jest i automatyczne ryglowanie na początku szwu i na końcu. Nie ma automatycznego obcinania nici po zakończonym szyciu - to nie przemysłówka.


Dużym plusem jest oświetlenie led. Przyznam, że w  mojej pracowni oświetlenie jest kiepskie i dobre, jasne światło jest bardzo potrzebne. Maszyna posiada dwa wysuwane, podręczne schowki. Jeden z  przodu (biały) a drugi z tyłu (szary). W schowkach nie ma osobnych przegródek na szpulki (jak w moich starych Husqvarnach) i wszystko wala się w jednym wielkim kłębie. Takie sobie to rozwiązanie. Ja z przodu trzymam szpulki na nici i podstawowe stopki a reszta mniej używana leży w tylnym schowku.
Wolne ramię pojawia siępo całkowitym wysunięciu schowków. Dobre na jeansy i szersze spodnie - wąskie rękawy i wąskie nogawki oczywiście nie wchodzą. Coś za coś.



Bardzo fajnym rozwiązaniem jest automatyczne obszywanie dziurek pod rozmiar guzika. Mamy do wyboru kilka rodzajów dziurek i muszę przyznać, że wychodzą całkiem nieźle. Aby dziurka pasowała idealnie pod rozmiar guzika potrzebna jest specjalna stopka (jest w zestawie). Cudowna sprawa - dziurki robią się same. Szczerze to nie mam talentu do robienia dziurek i często przy tej czynności nieźle się stresowałam.


Akcesoria dodatkowe - oto one:



Jakieś minusy? Of course. Ale niedużo póki co:
- przód maszyny jest mocno zabudowany przez co muszę nieco zniżać głowę aby dobrze widzieć miejsce w którym szyję. Nie wiem czy dobrze wytłumaczyłam ale albo musiałabym siedzieć niżej albo musiałabym mieć wyższy stół z maszyną aby moje oczy miały lepszy kontakt wzrokowy ze stopką. Wszystkie moje poprzednie maszyny są mniej zabudowane z przodu i myślę, że muszę się przestawić i przyzwyczaić.
- jeśli maszyna trafi na wyjątkowo trudny fragment do przeszycia (np. podwójny szew w jeansach) to może się zatrzymać i dalej nie szyje. Trzeba spokojnie pomóc jej kołem napędowym.
- trzeba szyć z podniesioną klapką aby móc np. wcisnąć przycisk ryglowania albo zmienić pozycję igły.
Nic więcej póki co nie przychodzi mi na myśl.

Jak się szyje? Po prostu świetnie
.
Teraz szycie to przyjemność - mówię to z ręką na sercu. Dźwięk jaki wydaje podczas włączania i szycia jest taki przyjemny - w ogóle to jest cichą maszyną. Z kolei Staszek jest zachwycony ilością ściegów ozdobnych (cukierki, serduszka, gwiazdki, szlaczki, kokardki) które można dowolnie modyfikować. Raz mu pokazałam co i jak i teraz ciągle chce coś zmieniać. Wiadomo, że często nie będę ich używać ale fajnie że są. Myślę, że czasem będę z nich korzystać do ozdabiania odzieży dziecięcej.
Zachwycam się wszywaniem zamków krytych - igła na maxa przesunięta w lewo lub w prawo i zamek pięknie i równo wszyty (w starych maszynach coś jest rozregulowane bo często igła uderzała w płytkę ściegową łamiąc się i oczywiście niszcząc samą płytkę).
Igła zawsze w górze lub w dole (w zależności jak sobie ustawię) - po prostu siadasz i szyjesz i nie myślisz o tym czy igła zostanie w tkaninie czy nie. Będzie tak jak chcę JA :D
Porządny docisk stopki - jak mi tego brakowało! Maszyna szyje równo, prosto i dokładnie a tkanina się nie wysuwa i nie przesuwa na boki. No i ten siedmio punkowy mechanizm transportu robi swoje.
Możliwość zmiany ustawień - jeszcze nie mogę się przestawić, że wszystko działa za pomocą guzików a nie pokręteł ale to bardzo przyjemne tym bardziej że na wyświetlaczu widzę szerokość i długość ściegu.
Ściegi wzmocnione w tym prosty elastyczny - on akurat jest w starym Singerze ale w Husqvarnach go nie było a to ciekawa alternatywa od ściegu overlockowego. Możliwość szycia podwójną igłą też jest choć jeszcze nie korzystałam.
Wygląd - no cóż to kwestia gustu ale dla mnie ta maszyna jest absolutnie piękna: prosty biało-zielony klocek bez udziwnień i zbędnych ozdobników. Niby nic a jednak wyróżnia się na tle innych maszyn.

Podsumowując - znów chce mi się szyć. Wchodzę do pracowni z uśmiechem na gębie mimo nawału zleceń bo wiem, że siądę i będę szyć a nie wkurzać się, że znów coś nie działa. Mam serdecznie dość ostatnich kilku tygodni gdy maszyny jedna za drugą nawalały, na Jade czekałam blisko 3 tygodnie (!!!) a w akcie desperacji jechałam po starego Singera modląc się aby choć on dobrze szył. To był okropny czas, który przypadł akurat przed Świętami Bożego Narodzenia kiedy jest najwięcej pracy.
Mam tylko nadzieję, że ten sprzęt posłuży mi długie lata, że będzie trwały i niezawodny. Bardzo, bardzo, bardzo sobie tego życzę.
Za jakiś czas postaram się zrobić update do tego tekstu. Jeszcze nie szyłam eko skóry a mam taką spódniczkę, którą nazywam "złem wcielonym" - ciekawe jak sobie poradzi z eko skórą :> No i w ogóle jak sobie będzie radzić z innymi tkaninami.

Pozdrawiam!
Sus



PS. Gdyby ktoś potrzebował instrukcji obsługi z języku polskim to zapraszam na forum ekrawiectwo.net, gdzie owa instrukcja została opublikowana -> instrukcja obsługi Jade 20/35

Uszyj sobie torbę na zakupy - step by step

$
0
0
Pierwszy post w NOWYM roku jest dawno obiecanym tutorialem, gdyż moi drodzy dziś właśnie uszyjemy torbę wielokrotnego użytku na zakupy :) Rzecz nie tylko praktyczna i potrzebna ale także estetyczna i gustowna. Super sprawa, polecam!


W końcu się w sobie zebrałam i obfotografowałam każdy etap szycia eko torby - zdjęć jest sporo ale chciałam aby wszystko było widoczne i czytelne. Musicie wiedzieć, że ja szyję równocześnie 3 torby - tak jest szybciej i wydajniej. Robię to niemal taśmowo. Tak się składa, że kupując 1,1 m tkaniny Lonety, uszyjecie dokładnie 3 takie same eko torby.
I musicie wiedzieć, że długo szukałam idealnego rozmiaru dla torby. Nie chciałam ani za małej ani za dużej. Zakupy robię raz w tygodniu ale czasem czegoś zapomnę kupić lub czegoś nie ma w danym sklepie - wówczas zawsze staram się mieć pod ręką moją własną eko torbę gdy kupuję w lokalnych sklepikach.

Torba zwraca na siebie uwagę. Z racji wzoru jest nietuzinkowa i oryginalna. Czasem ktoś zapyta gdzie kupiłam taką fajną torbę na zakupy i absolutnie zawsze pojawia się zdziwienie gdy mówię, że torba jest uszyta przeze mnie a nie przez małego chińczyka.

Co jeszcze chciałam napisać... aha! Torba jest uszyta z grubszej bawełny z mieszanką poliestru lub 100% bawełny typu homedecor. Oczywiście możecie taką torbę uszyć z bawełny pościelowej ale ta typu homedecor jest trwalsza i mniej mnąca się. Rączki są wykonane z mocnej taśmy nośnej zaś wszystkie szwy są dodatkowo wzmocnione przeszyciami. To najprostszy wariant torby bez podszewki - kto chce może ją sobie udoskonalić ale ten tutorial jest dla początkujących amatorów szycia :)

Potrzebne:
- mocniejsza tkanina typu homedecor, ok 60 cm
- 1,3 m taśmy nośnej 25 mm w pasującym kolorze
- zapałki lub zapalarka
- nożyce
- szpilki
- ołówek/kredka krawiecka
- metr krawiecki


Zaczynamy!


1. Na początku wycinamy (z podwójnie złożonej tkaniny) prostokąt o wymiarach 47 cm x 55  cm. Aby torba miała szerokie dno (a nie była płaskim naleśnikiem) musimy wykroić małe prostokąty 6 cm x  5 cm jak pokazano na zdjęciu.


2. Składamy wykrój prawymi stronami do środka.



3. Zszywamy dół torby overlockiem - jeśli nie posiadasz overlocka przeszyj najpierw ściegiem prostym a następnie obszyj zygzakiem aby szew nie strzępił się. Następnie przeszyj ściegiem prostym tuż za ściegiem overlockowym.


4. Zaprasuj szew na jedną stronę a następnie wzmocnij dno przeszywając ściegiem prostym na prawej stronie.



5. Dokładnie tak samo wykończ szwy boczne. Także je przeszyj, zaprasuj i przeszyj na prawej stronie.



6. Dno torby złóż tak równo aby szwy idealnie do siebie pasowały. Przeszyj overlockiem, następnie wzmocnij raz jeszcze przeszywając ściegiem prostym.



7. Na tym etapie lewa strona torby powinna wyglądać tak:


8. Dno strona prawa:


9. Zagnij dno torby i rozprasuj na płasko żelazkiem.


10. Przeszyj zaprasowane brzegi dna w torbie ściegiem prostym jak najbliżej brzegu na odległość 1-2 mm. To także jest dodatkowe wzmocnienie, poza tym łatwiej torbę złożyć po praniu.


11. Od dołu torby odmierz 40 cm i zaznacz szpilką - w tym miejscu trzeba zagiąć do środka górny brzeg torby.



12. Do podwinięcia powinno być ok 7,5cm-8 cm. Zawijamy 7,5 cm, przypinamy szpilkami i zaprasowujemy.


13. Podwijamy raz jeszcze pod spód aby estetycznie wykończyć górny brzeg torby i aby go wzmocnić.


14. Przeszywamy na lewej stronie ściegiem prostym.


15. Na tym etapie torba prezentuje się następująco.


16. Czas wszyć rączki. W tym celu odmierzamy dwa kawałki taśmy nośnej po 65 cm każdy i starannie opalamy końce aby się nie strzępiły.
 

17. Odmierzamy po 10 cm z każdego boku i przypinamy taśmę szpilkami.



18. Rączki przyszywamy ściegiem prostym - u mnie prosty wzmocniony. Szyje po skosie i obszywam dookoła aby rączki były dobrze przymocowane.



19. Gotowe - torba uszyta! Idźcie i noście z dumą dzieło Waszych rąk :-)



Nie napiszę niczego nowego ale taka torba to świetny pomysł na prezent - dla babci, dziadka, mamy, taty, rodzeństwa, przyjaciółki itd. Możecie ją jeszcze bardziej spersonalizować naszywając np. serduszko  z materiału czy metkę z własnym logo. Albo taką przywieszkę aby ludzie nie mieli wątpliwości, że to handmade :)

Pozdrawiam!
Sus

Koszulki w pieski dla mamy i synka.

$
0
0
Podczas zgrywania zdjęć z telefonu odkryłam fotki zrobione pod koniec lata 2019 roku, które nie ujrzały światła dziennego. Postanowiłam Wam je pokazać bo być może skuszą Was do zakupu pewnej książki :)


Zdjęcia były robione pod kątem publikacji w książce Super T-shirt Agnieszki Tylak (założycielki Papavero) ale ostatecznie się w niej nie znalazły. Widocznie nie spełniły oczekiwań wydawcy.
Niemniej bluzkę dla mamy i synka uszyłam. Staszek bardzo szybko wyrósł ze swojej koszulki ala ja, ponieważ nie rosnę już wzdłuż, mam nadzieję, że w swojej pochodzę kilka lat.



Sam wykrój składa się z wielu części i myślę, że osoby początkujące może z lekka przerażać ta mnogość części. Z drugiej strony człowiek nieświadom co go czeka nie odczuwa strachu, tylko chęć działania, więc może po chwili namysłu poskłada wszystko do kupy i uszyje całkiem fajną koszulkę z ozdobną wstawką.


Koszulkę (t-shirt) uszyłam z jerseyu premium i co tu dużo mówić - to bardzo dobry wybór. Świetnie się układa, super się nosi, nic tylko szyć kolejne.


Zdjęcia robiliśmy (jak wyżej wspomniałam) pod koniec lata (a właściwie już jesienią bo zbieraliśmy kasztany), ogólnie z pogodą było bardzo krucho i to właściwie cud, że cokolwiek udało nam się zrobić.
Letnio-jesiennemu spacerowi towarzyszył Fikus - wierny, czworonożny przyjaciel Staszka ;)




Co do samej książki, to co prawda nigdy nie trzymałam jej w dłoniach, ale oglądając w necie zdjęcia uszytych (przez różne bloggerki) modeli myślę, że jest warta polecenia. Zresztą Agnieszka wie co robi, ma nie tylko wiedzę teoretyczną ale przede wszystkim doświadczenie i praktykę, więc uważam, że dla osób, które lubią szyć to ciekawa pozycja. Poza tym wykroje są przeróżne, bardzo urozmaicone a to dodatkowy atut.

Na tym zakończę wpis i muszę z żalem przyznać, że oglądając nasze (jeszcze) opalone twarze MARZĘ aby była już wiosna... Yhhh  strasznie boli ta szarość za oknem.

Pozdrawiam!
Sus

Bluzka za 12 zł? Nie sądzę...

$
0
0
Dziś chcę poruszyć temat cen za usługi krawieckie i zrobię to na przykładzie bluzki typu basic, którą ostatnio sobie uszyłam.


Było tak, że musiałam pojechać do tekstylnego aby kupić kawałek materiału potrzebnego do poprawki krawieckiej. Gdy już kupiłam co miałam kupić, wypatrzyłam świetną dzianinę wiskozową w cenie... 8 ZŁ/M. Wiedziałam, że się nie oprę więc kupiłam skromne 1,5 m na bluzeczkę (teraz żałuję, że nie więcej). Dla siebie szyję obecnie bardzo, bardzo, bardzo rzadko ale tak strasznie brakuje mi bluzek pod swetry, że postanowiłam uszyć wreszcie coś dla siebie.
Jeśli chodzi o bluzeczki "blisko ciała" to po raz kolejny skorzystałam z wielokrotnie sprawdzonego wykroju z Anny - mody na szycie 3/2014 - jeśli macie ten numer to polecam.



Jeśli zaś chodzi o temat cen to od stycznia 2020 roku ceny moich poprawek krawieckich wzrosły. Nie jakoś drastycznie ale jednak musiałam je nieco podnieść, ponieważ wszystko wokoło także zdrożało. Zresztą czytałam na grupach, że moje krawieckie koleżanki także popodnosiły ceny - w zależności od regionu w którym mieszkają mniej lub więcej.
Często słyszę od moich klientów, że uszycie takiej bluzki to groszowa sprawa. Co to dla mnie - wezmę, siądę i uszyję - 5 minut i gotowe. Tralala czy aby na pewno? Popatrzmy na przykładzie prostej bluzki z długim rękawem, którą w sieciówce kupimy za jakieś 25-30 zł (w przecenie pewnie i za mniej).
Sam koszt dzianiny wiskozowej wyniósł 12 zł.
Szyłam na siebie ze znanego mi wykroju, bez mierzenia a samo krojenie i szycie i tak zajęło mi blisko godzinę czasu. A moja godzina pracy to obecnie 40 zł.


Co zajęło mi najwięcej czasu? Oczywiście wykończenie. Zszycie tyłu i boków to 2 minuty pracy ale wykończenie to inna bajka.
Niestety nie posiadam renderki więc wykończenie dołu bluzki, rękawów oraz obszycie dekoltu musiałam zrobić za pomocą podwójnej igły - wiadomo aby szwy podczas ubierania/zdejmowania nie pękały i były w miarę elastyczne. Do tego zmiana nici w overlocku i ustawienie maszyny czasem potrafi zająć więcej czasu niż się człowiek spodziewa.
Wykończenie dekoltu elastyczną plisą i znów podwójną igłą. A to trwa.
I tym łatwym sposobem uzbierała się niemal godzinka pracy a sama bluzka musiałaby kosztować ok. 52 zł. Za taką cenę nikt jej nie kupi. Pójdzie do H&M, Sinsay albo Zary i kupi za jakieś 25 zł. Jeśli będzie miał szczęście to po praniu bluzka nie skurczy się ani nie ponaciąga - jeśli nie będzie mieć szczęścia to okaże się, że bluzka była bluzką jednorazową. I znów pójdzie i kupi i nie odczuje za bardzo ubytku pieniędzy z portfela, ponieważ wydanie dwa razy po 25 zł mniej boli niż wydać raz 50 zł. A dziś dla sporej grupy ludzi 25 zł to kwota nic nie warta.


Chciałabym aby ludzie szanowali pracę krawcowych ponieważ my nie szyjemy za 2$ dziennie (jak ludzie /często dzieci/ w Bangkoku). Jest mi przykro gdy pomyślę, że bez mrugnięcia okiem płacimy kosmetyczce 60-80 zł za nowe paznokcie (godzina pracy) ale za godzinne ślęczenie przy maszynie w kieszeni budzi się wąż i słychać "targowanie się". Będziecie się targować z fryzjerką? Chyba nie. Czy zatem nasza praca jest mniej warta niż praca fryzjerki lub kosmetyczki? Uważam, że nie. Ale na pewno jest bardziej niedoceniana.

Mam przeróżnych klientów. Zdecydowana większość rozumie, że poprawki krawieckie zajmują sporo czasu, często więcej niż uszycie czegoś nowego od podstaw. Nie zawyżam cen i celowo nie przeciągam czasu przed maszyną - zawsze staram się wykonać moje zadanie jak najszybciej i bardzo dobrze wiem, że skrócenie jeansów zajmie mi tyle i tyle czasu i cena, którą zażądam jest ceną ostateczną, poniżej której nie zejdę. Jeśli chcesz taniej to zanieść przeróbkę cioci albo sąsiadce, która ma maszynę i zrobi to za czekoladę/kawę. Albo za przysłowiową dyszkę ;)

Czy zatem żałuję uszycia tej bluzki, która normalnie kosztowałaby mnie 50 zł? Nie!
Jest to świetnej jakości dzianina wiskozowa, która po praniu nie zmieniła formy. Wiem, że posłuży mi kilka lat a ja chodzę w swoich ubraniach bardzo długo. Nie podążam za modą i nie wymieniam garderoby co dwa sezony.
Takie oto naszły mnie przemyślenia.
Mam nadzieję, że osoby, które same nie szyją inaczej spojrzą na zaprzyjaźnioną krawcową i trochę bardziej docenią jej pracę (jeśli jest wykonywana uczciwie i z sercem).

 


Pozdrawiam!
Sus

Nowe życie starych krzeseł... i nie tylko.

$
0
0
Jeśli jeszcze tego tutaj nie pisałam to wiedzcie, że uwielbiam stare meble. Dla mnie to zawsze są przedmioty z duszą, niepowtarzalne i tak różne od masówki.
Nie mogę przejść obojętnie obok wszelkiego rodzaju wystawek, targów staroci czy komisów z meblami używanymi. Ciągnie mnie tam i zawsze oczyma wyobraźni widzę jak dany mebel mógłby wyglądać po renowacji. Poza tym jest mi ich po prostu żal. Kiedyś służyły ludziom, były potrzebne a teraz leżą na bruku, w zatęchłej piwnicy albo w komisie i czekają być może na koniec. Dobra trochę dramatyzuję ale to nie zmienia faktu, że moje serce ciągnie do staroci. Dlatego też dziś chcę Wam pokazać dwa krzesła i komodę, które zyskały drugie życie :)


Zacznę od krzeseł bo to przedmioty niezbędne w naszej kuchni i codziennie używane. Wcześniej mieliśmy ciężkie, dębowe krzesła z których non stop odpadały siedziska. Stwierdziłam, że muszę je wymienić na coś lżejszego i wygodniejszego. Najpierw szukałam na stronie IKEA, potem na olx i właśnie z olx trafiłam do producenta krzeseł w Żorach, który ma także komis z meblami. To tam wypatrzyłam 4 krzesła kuchenne (wyglądają na krzesła z lat 60-tych ale może są młodsze) pomalowane (wielokrotnie) białą farbą olejną w ogólnie niezłym stanie tj. niezeżarte przez korniki i nierozchwiane, wygodne i lekkie. Mąż patrzył na mnie jest na wariata ale ja się uparłam i wyskoczyłam z kasy (200 zł za komplet - moim zdaniem trochę przepłaciłam). Przecież szybko je odnowimy...


No więc jedno z krzeseł (te w najlepszym stanie) zostało dość szybko przez Maćka oporządzone: opalone z farby i wyszlifowane do gołego drewna. I tak sobie czekało 2 lata abym je pomalowała. Tak, 2 lata kupowałam odpowiednią farbę w odpowiednim kolorze. W końcu kupiłam puszkę emalii szybkoschnącej Dekoral w kolorze "szara komórka" (jest super, polecam!). I znowuż farba musiała dojrzeć i odczekać swoje aby ktoś ją użył.

W końcu małżonek nie zdzierżył i pomalował to nieszczęsne krzesło. Teraz niedawno wyszlifował drugie krzesło i także pomalował. Mamy sytuację 50:50 czyli zostały do roboty jeszcze 2 krzesła z 4.
Maciej mówi, że za kolejne 2 lata się za nie zabierze ale to nie prawda gdyż skończy je jeszcze tej wiosny :]

 



Jak się Wam podobają? Mi bardzo choć myślałam, że kolor będzie bardziej szary a mniej "szałwiowy". Ale i tak jest śliczny. Jak zaraza wygaśnie (bo bardzo w to wierzę) i sklepy znów będą otwarte to kupię poduszki na siedziska, żeby trochę ożywić całość.



W ogóle to dopiero kilka dni temu zauważyłam, że te krzesła nie są takie same! 2 z nich są nieco inne, tak jakby to były dwa komplety po dwa krzesła. Z drugiej strony pamiętam maleńką łazienkę mojej babci, w której były płytki kupione w PRLu: w jednej paczce były 3 rodzaje wzorów pomimo, że były kupione jako jeden :-)

W niedalekiej przyszłości chcemy także odnowić stół, który kupiliśmy 11 lat temu w komisie z meblami używanymi. Służy nam dzielnie, jest bardzo mocny i stabilny - rewelacja. Niestety farba powycierała się w kilku miejscach od częstego mycia, dlatego chcę aby Maciek wyszlifował go do żywego drewna a potem wtarł wosk w szarym odcieniu aby podkreślić rysunek słojów. Myślę, że wyjdzie z tego ładny komplet tym bardziej że kuchnia jest biała (też muszę ją Wam w końcu pokazać i trochę ponarzekać na fronty).



Na sam koniec chcę pokazać toaletkę, która u nas stoi w kuchni i służy jako pojemna szafka na wszelkiego rodzaju ściereczki kuchenne i ręczniki. Kupiliśmy ją od faceta u którego nabyliśmy Helmuta. Biedna stała wraz z Helmutem w nieszczelnym garażu i była dość mocno zniszczona. I oczywiście nie było to niej nadstawki z lustrem. Kosztowała 250 zł o ile dobrze pamiętam.


Mąż wyszlifował ją do gołego drewna, kilkakrotnie nawoskował i dał nowe okucia. Jest szalenie pojemna i praktyczna. Bardzo ją lubię. Podobnie jak w przypadku Helmuta, nie wyobrażam sobie bez niej domu. Służy nam 11 lat.
Aha, nad toaletką wisi stylizowana półeczka, którą kupiliśmy w Siemianowickim Inter Komisie, który już nie istnieje. Nic z nią nie robiliśmy (i nie będziemy robić) tylko wnętrze "wytapetowałam" papierem do pakowania.
Trochę przełamałam surowość mebelka. Mieści drobiazgi, które lubię i których szkoda mi wyrzucać.



W ogóle to miałam ambitne remontowe plany odnoście pokoju Stasia. Oddajemy młodemu naszą sypialnię a my przenosimy się z łóżkiem do pokoju-pracowni. Z kolei meble z pracowni mają znaleźć się w obecnym pokoiku Stasia. Strasznie to skomplikowanie brzmi ale chodzi o to, że my w sypialni tylko śpimy a dziecku potrzeba więcej miejsca więc dajemy mu większą przestrzeń.
Staszek we wrześniu zaczyna naukę szkołę, potrzeba mu pokoju nie tylko do zabawy ale i nauki a w jego obecnym biurko się nie zmieści - no chyba, że kosztem miejsca na zabawę. Poza tym w jego obecnym maleńkim pokoiku on + kolega + pies = mega tłok.


Plany planami ale w obecnej sytuacji z pewnością nie zrobimy tego remontu tak jak chcieliśmy - nie wiemy kiedy zaraza się skończy i jak będzie wyglądać sytuacja w pracy męża. Przypuszczam, że firma będzie nadal istnieć ale z pewnością w jakimś stopniu kryzys ją dotnie a co za tym idzie pensja może być okrojona. Więc nie będziemy wymieniać podłóg (planowaliśmy położyć panele korkowe) tyko być może odświeżymy kolor na ścianach i powstawiamy jego meble + te które odziedziczył po swojej kuzynce. Dokupimy także biurko bo będzie potrzebne.

Na tym zakończę ten przeokrutnie długi wywód.
Mam nadzieję, że zachęciłam Was do dawania przedmiotom drugiego życia, tym bardziej teraz kiedy sami widzicie jak jest. Z  pewnością nie jednemu z nas będzie trudno/trudniej, dotnie nas kryzys i nie będziemy sobie mogli pozwolić na zakup nowych rzeczy. Nie ma co rozpaczać tylko zakasać rękawy i próbować stworzyć coś z niczego.

Pozdrawiam Was cieplutko, bądźcie zdrowi i nie załamujcie się!
Sus

Rajstopka jest super! Toturial jak uszyć maseczkę.

$
0
0
Ten tutorial powstał z myślą o mojej przyjaciółce Monice, która właśnie niedawno została szczęśliwą właścicielką wiekowego Łucznika 884 i zaczyna swoją wielką krawiecką przygodę :)
Jestem bardzo dumna z Moniki, że z taką pasją i zaangażowaniem podchodzi do szycia, nie zraża się i po prostu próbuje do skutku - aż zacznie dobrze wychodzić. Ołłłł jeeee tak to się robi moi drodzy!
Poza tym chciałam tutaj na blogu pokazać kilka nowości z mojego sklepu etasiemka.net - niezbędnych do szycia maseczek :)


Dla początkujących, krótki przewodnik jak i z czego uszyć maseczkę:
1. Tkanina bawełniana - każdy szyje z tego co mu wpadnie w oko. Ja tym razem stawiam na jedną z nowości, która mnie urzekła czyli Kolibry i kwiaty na granacie
2.Mocowanie - chciałam poinformować, że wreszcie dotarły MIĘCIUTKIE gumki idealnie sprawdzające się jako mocowanie maseczek na uszach. Nie wrzynają się w małżowinę uszną - wiem to także od klientów, którzy kupili na próbę i którzy wrócili po więcej.
Do wyboru są 3 warianty:
* gumka okrągła 2,5 mm
* gumka dziana płaska 4 mm
* rajstopka
- totalna nowość, którą właśnie dziś chcę zastosować w moich maseczkach i która mi osobiście baaardzo pasuje.
3. Wykrój - wiecie (lub nie), że jestem "noga" z konstrukcji więc polegam na gotowych wykrojach z netu. Wypróbowałam kilka za free i jak dla mnie najlepiej sprawdza się wykrój autorstwa Złotego Naparstka na maseczkę typu NINJA.
Moim zdaniem maseczka najlepiej leży choć zawsze warto najpierw uszyć na próbę z np. starej poszewki a następnie wprowadzić modyfikacje tak aby maseczka leżała idealnie.
Dla siebie szyję maseczki z rozmiaru 2.
4. Szycie - Złoty Naparstek opublikował film jak uszyć maseczkę ale kto woli tutorial w formie zdjęć wraz z krótkimi opisami tego zapraszam do siebie.
OK, aby nie przedłużać zaczynamy!



Potrzebne:
- tkanina bawełniana
- kawałek miękkiej gumki/rajstopki
- igła maszynowa 70 lub 8
- nici pod kolor tkaniny
- szpilki
- nożyce
- maszyna do szycia



Zaczynamy!
1.
Tkaninę bawełnianą składamy na pół ,wykrój maseczki umieszczamy na tkaninie zgodnie z kierunkiem nitki osnowy (strzałka na wykroju). Spinamy szpilkami i wycinamy (wykrój ma ujęte zapasy na szwy).


2. Po wycięciu mamy 4 takie same części. Bierzemy dwie z nich i składamy stronami prawymi do środka, spinamy szpilkami i przeszywamy po łuku.




3. Powinny powstać dwie części maseczki - przód i tył.


4. Bierzemy jedną część (tę która będzie na wierzchu), zaginamy środkowy szew na jedną stronę i przeszywamy ściegiem prostym 2 mm od szwu.Tak samo postępujemy z drugą częścią maseczki ale już bez przeszywania środkowego szwu.


5. Składamy obie części stronami prawymi do środka i przeszywamy górę i dół maseczki na szerokość stopki.



6. Delikatnie nacinamy wszystkie łuki (góra i dół maseczki) uważając aby nie przeciąć szwu! Dzięki nacięciom maseczka będzie się ładniej układać na twarzy.


7.  Wywracamy maseczkę na prawą stronę, palcami wyrównujemy brzegi i przeszywamy ściegiem prostym górę i dół  - proponuję aby ścieg zaczynał się 3-4 cm od boków maseczki.





8. Jeśli używacie rajstopki - przecinacie ją na pół. Jeśli używacie klasycznej gumki (okrągłej lub płaskiej) odmierzacie 2 x 13 cm (mniej więcej), podwijacie brzegi maseczki do środka, umieszczacie rajstopkę/gumkę i starannie przeszywacie blisko brzegu.




9. Tadaaam! Gotowe :)
Maseczkę wystarczy wyprasować i można nosić. Potem wyprać, znów wyprasować, znów wyprać, wyprasować i tak w koło Macieju :)




Pozdrawiam!
Sus

Nowa wiosenno-letnia pościel.

$
0
0
W ostatnich latach uszyłam całkiem sporo pościeli dla dzieci i dorosłych ale nas ani jednej.
I znów: szewc bez butów chodzi. A owszem, u mnie to powiedzenie sprawdza się idealnie ale ponieważ od kilku miesięcy śpimy w nowej sypialni pomyślałam, że czas uszyć nową pościel. Dla nas :)



Tak się złożyło, że w pokoju, w którym do niedawna była nasza wspólna "pracownia" obecnie jest nasza sypialnia. Z malutkiego pokoiku powstała malutka sypialnia, z której jesteśmy bardzo zadowoleni. Szczerze mówiąc to nie wiem dlaczego od razu 10 lat temu nie zrobiliśmy sobie właśnie tutaj sypialni. Pewnie dlatego, że Staszka nie było jeszcze w planach. Ale Staszek jest, ma prawie 7 lat i od września zaczyna (chyba) szkołę. Dlatego oddaliśmy mu naszą dużą sypialnię i zrobiliśmy mu w niej pokój. I wreszcie wszystko się zmieściło.
A mi zachciało się nowej pościeli. Czegoś wesołego i bardziej kolorowego na wiosnę i lato.



Nigdy nie dzieliłam pościeli na lato i na zimę ale chyba zacznę tak robić. Pościele w kratę z IKEA zostawię na miesiące jesienno-zimowe. Te nowe w pastelowe plamki i drobne monstery przeznaczę na wiosnę i lato.


 

Szczerze mówiąc uszycie pościeli to bułka z masłem ale jeśli chce się mieć pięknie odszytą pościel, równiutką, z idealnie wszytym zamkiem (wzmocnionym kordem!) to jednak szycie zajmuje bitą godzinę. Jeśli szyjecie na zlecenie taka pościel musi swoje kosztować i nie jest to cena a'la Lidl czy Biedronka.
Pościel z IKEA z troczkami zamiast guzików lub co gorsza z wielką, dziurą bez zapięcia skutecznie wyleczyła mnie z takich szybkich rozwiązań - troczki się rozwiązują a z dziury bez zapięcia wyłazi kołdra co doprowadza do szaleństwa. Nie zliczę w ilu takich pościelach, przynoszonych przez klientów, doszywałam zatrzaski lub robiłam dziurki i przyszywałam guziki. Takie szybkie rozwiązania nie sprawdzają się ale za to szycie jest szybsze a sama pościel kosztuje mniej.


Dla nas uszyłam po dwa komplety pościeli w rozmiarze 140 x 200 cm + poduszki 45 x 60 cm. Mamy dwie osobne kołdry i mamy zgodę w małżeństwie :)



Ale wracając do pościeli szytej przez siebie (co serdecznie polecam) to od dawna nie toleruję zamków wszytych bez zabezpieczenia końców - bardzo często suwak wyskakuje z jednej strony i trzeba go zakładać od nowa a to wiąże się z pruciem i masą niepotrzebnej roboty. Zabezpieczona z dwóch stron taśma suwakowa zabezpiecza (masło maślane) przed "wyskoczeniem" suwaka.



W kolejnym poście pokażę tutorial jak prawidłowo wszyć zamek do pościeli - znaczy się jak ja to robię.


Póki co zostawiam Was z garścią zdjęć nowej pościeli.
Pozdrawiam!
Sus

To już?! Boże zaczyna się... czyli Stachu w I klasie!

$
0
0

Ostatnimi czasy wena twórcza totalnie mnie opuściła, więc coroczny wpis urodzinowy będzie szybki i konkretny :) I spóźniony o jeden dzień. Takie oto roczne sprawozdanie na pamiątkę.
Ten oto mały człowiek wkroczył właśnie w 7 rok życia. Ale kiedy i jak to się stało!?

Czasy nastały niełatwe, wiele spraw i planów posypało się, czeka nas też wiele wyzwań. Mam nadzieję, że jako rodzice pierwszoklasisty - podołamy.
Mam nadzieję, że Staś ogarnie nowe wyzwanie jakim jest pójście do I klasy szkoły podstawowej. Ja się stresuję i zastanawiam jak to będzie, czy sobie poradzi, czy polubi szkołę a on jest niczego nieświadomym, bujającym w obłokach i zakręconym siedmiolatkiem. W sumie to może tak właśnie powinno być?

Pierwszy Staś na księżycu ;)


Dużo pisać nie będę ALE do pierwszej klasy mamy już wszystko zakupione i przygotowane. Męczymy naukę czytania. Efekt: codzienny ryk i płacz ale i małe postępy: pierwsze "sklecone" słowa i zdania. Niestety nauka czytania to nie jest coś co Stasia interesuje. Interesuje go natomiast jazda na rowerze, na rolkach i na hulajnodze. Świetna jest także wspinaczka, zabawa z przyjaciółmi, pluskanie się w basenie czy układanie klocków LEGO.


Nie odpuszczam mu nauki pływania ponieważ uważam, że tak postrzelone dziecko jak on, powinno jak najszybciej nauczyć się pływać dla własnego bezpieczeństwa. Przypomina mi się słynne "nie chcę ale muszę".
Z końcem sierpnia kończymy terapię SI - cieszę się, że trafiliśmy na świetną terapeutkę, którą młody uwielbiał i która bardzo mu pomogła a mi zwróciła uwagę na kilka istotnych spraw. Żałuję, że nie zaczęliśmy terapii co najmniej rok wcześniej :/ Myślę, że byłoby jeszcze lepiej. Przy pożegnaniu polały się łzy smutku... ale za to jest pamiątkowe zdjęcie, które koniecznie musi zawisnąć w pokoju, żółty balonik i dyplom. I miłe wspomnienia życzliwej i zawsze pomocnej Pani Marty.
Jeśli chodzi o pożegnania innego rodzaju to w ciągu roku pożegnaliśmy kilka zębów mlecznych, powitaliśmy kilka zębów stałych (wróżka zębuszka ma pełne ręce roboty). Póki co nadal bez próchnicy... oby jak najdłużej.

Więcej pisać nie będę. Tylko życzenia od rodziców dla ukochanego jedynaka: jak najwięcej radości, jak najmniej smutków, dużo cierpliwości i rozwagi. I ciągłego zachwycania się pięknem otaczającego świata, cieszenia się z małych rzeczy, które czynią życie takim wyjątkowym i niepowtarzalnym. I oczywiście dobrych ocen w szkole :) Kochamy Cię bardzo Stasiu, zmieniaj się tylko na lepsze i nigdy się nie poddawaj! Głowa do góry, jesteśmy z Tobą :-)
Mama&Tata&Fikus

Na koniec kilka cyfr wartych utrwalenia (wiecie jak to się przydaje podczas kupowania butów?!):

  • waga: 28,1 kg
  • wzrost: 130 cm
  • długość stopy: 21,2 cm
  • obwód głowy: 53 cm
  • obwód brzuszka: 60 cm

Pozdrawiam!

Sus

Viewing all 211 articles
Browse latest View live