Quantcast
Channel: Susanna szyje
Viewing all 211 articles
Browse latest View live

Odnowiona szafka do pracowni

$
0
0
Klasyczna szafka z szufladami, jaką nadal można spotkać w nieco starszych biurach zyskała nowy wygląd dzięki farbie renowacyjnej.
Pasuje do mojej pracowni i jest szalenie praktyczna. I o to w sumie chodzi :]

Zakup tej szafki nie był planowany. Trafiła się okazja korzystnego zakupu krzeseł obrotowych i odbierając owe krzesła zauważyłam wśród wielu starych mebli biurowych to "cudo". W mojej domowej pracowni korzystam z podobnego rozwiązania tj. z szafeczki z szufladami -> KLIK i KLIK i bardzo je sobie chwalę. Pomyślałam, że cena 30 zł nie zrujnuje naszego budżetu a nóż-widelec coś z tego fajnego powstanie.
Małżonek jednak nie podzielał mojego entuzjazmu gdy wyjmował szafkę z auta (siedziała na miejscu pasażera przypięta pasami). W sumie to mu się nie dziwię - szafka szału nie robiła, ot dość znacznie wysłużony i pobijany, czarny, brzydki mebel. Klasyczny biurowy potworek.




Po szczęśliwym zakończeniu przemalowywania szafek kuchennych -> KLIKkolejny raz postanowiłam skorzystać z farb V33. W pierwszej wersji szafka była pomalowana cała na śmietankowo (kolor "bawełna" jak kuchnia) ale ponieważ zostało mi trochę szarego, z przemalowywania łóżeczka Stasia, więc postanowiłam szuflady i nóżki malnąć tym kolorem ("szary marengo"). Nóżki pierwotnie były białe. W ogóle to te nóżki mi się nie widzą, chciałam takie ładne stożkowe (byłoby lżej wizualnie) ale obeszłam wszystkie znane mi sklepy z drewnem i NIC. W marketach budowlanych także totalna posucha. Oczywiście teraz w LM pojawiły się drewniane, stożkowe nóżki ale dałam sobie spokój, gdyż skutecznie podbiłyby wartość całego mebla o ponad 120%.

Samo malowanie poszło gładko. Przed malowaniem porządnie wyszorowałam wszystkie powierzchnie, usunęłam uchwyty, zaszpachlowałam (kilkakrotnie) dziurki po śrubach i i wygładziłam papierem ściernym wszelkie ostre i haczące brzegi.
Wystarczyły dwie warstwy farby aby czarne płyty zniknęły z oczu.




 
Zamiast typowych uchwytów wymyśliłam sobie gałki ceramiczne. Gałeczki w dobrej cenie znalazłam w LM ale wybór był praktycznie żaden (ledwo dwa wzory). Kilka tygodni temu dość ciekawe gałki widziałam w TK MAXX w Bielsku. Darowałam sobie zakup bo miałam już te ze zdjęć. Dna szuflad wykleiłam resztką folii samoprzylepnej zakupionej kilka miesięcy temu w Biedronce (jest dość cienka i szału nie robi ale daje radę) i od razu jest weselej.




Szafka póki co znajduje się pod stołem na którym stoi maszyna do szycia. Cały czas marzę aby już tak na poważnie zacząć szyć w pracowni i skutecznie wynieść się z domu. Powoli, powoli spełnia się to marzenie. W szafce znajdą miejsce przybory krawieckie, nici i wszystko to co dobrze mieć pod ręką w czasie szycia.
Mam nadzieję, że i Wam się choć trochę ten mój "nowy" mebel podoba.





Pozdrawiam!
Sus

PS. Aha często pada pytanie jak farba renowacyjna spisuje się w kuchni po kilku miesiącach użytkowania. Spisuje się BARDZO DOBRZE! Zero odprysków czy zadrapań. Jestem szalenie zadowolona i cieszę się, że kupa pracy nie poszła na marne :) Do pełni szczęścia brakuje tylko nowego blatu... Yhhh...

PS2. Farbą V33 malowałam też niski stolik z drewna, który bardzo przydał mi się w pracowni (stoi na nim ciężka drukarka, radio i router). Niby nic wielkiego ale myślę, że warto było i w niego włożyć trochę pracy bo raz, że jest z drewna a dwa to przywieźliśmy go z Maćkiem ze Szwecji... w naszym poprzednim aucie... promem... Ludzie! Taki trud nie mógł pójść na marne ;)

PS3. Szafka ze starej kuchni mojej kuzynki także jak pomalowana V33. Trzymam w niej szklanki, chemię podręczną i napój bogów czyli KAWĘ!



Trzylatek z szaleństwem w oczach

$
0
0
Dziś na blogu kolejny post urodzinowy :)
Tak, tak - nasz Staś kończy 3 latka. Nie mogę nie podsumować minionego roku.


Co się zmieniło w ciągu ostatniego roku? Niby dużo choć czasem mam wrażenie, że w zasadzie to nic się zmieniło. Jak był marudny i płaczliwy tak nadal jest marudny i płaczliwy (a to nas jako rodziców najbardziej dobija). W ataku histerii rzuca się na podłogę i robi siarę w sklepie, kościele, na ulicy czy u znajomych. Ale i tak najgorzej znosimy właśnie tę ciągłą płaczliwość. Nie wierzę już w zapewnienia, że z wiekiem z tego wyrośnie.

Powiększył mu się zasób słów, sprawność manualna, rozumienie, kojarzenie - to ogromne zmiany, które co rusz nas zaskakują. Z mową nadal słabiutko choć powoli buduje już proste zdania. Potrafi głęboko się zasmucić a także strzelić takiego focha, że głowa boli! Nieźle orientuje się w terenie, lubi jeździć ze mną autem i pokazywać gdzie mam skręcić aby trafić do celu. W sklepie pogada (po swojemu) z każdą panią kasjerką, nie jest wstydliwy, ciągnie go do towarzystwa dzieci. Sąsiadka, 4-letnia Gosia, jest dla niego osobą bardzo ważną i bardzo często muszę mu opowiadać zmyśloną bajkę jak to Staś z Gosią i mamą pojechali Smartem na lody do Mikołowa. Każdy, nawet najmniejszy, element mojej bajki jest niezmiernie ważny i nie mogę niczego pominąć. Papuguje zachowania innych dzieci - te mądre jak i głupie...

Urósł o kilka ładnych centymetrów, przybrał na wadze i zmężniał :) Chyba nie wygląda na trzylatka. Widać, że niczym poczwarka, przeobraził się z dzidziusio-dziecka w małego chłopca. Jest szybki i sprawy fizycznie. Niestety wiąże się to z licznymi obiciami, siniakami i zadrapaniami ponieważ w ogóle na siebie nie uważa...


Nadal i niezmiennie wielbi samochody, traktory i wszelkiego rodzaju sprzęt ciężki. W czasie żniw pała chwilową miłością do kombajnów.
Z klocków buduje(my) garaże i wysokie wieże, uwielbia bawić się w holowanie pojazdów, lubi parking z Ikea i niezmiennie drewnianą kolejkę także z Ikea. Polubił układanie puzzli, widzę, że z jego koncentracją też ciut lepiej bo potrafi się chwilę sam zabawić, tworzy swój własny wewnętrzny świat. Lubi kosić trawę i są dni, że nie odstępuje Maćka na krok gdy ten kosi ogród. Maciek swoją kosiarą a Stasiek swoją.
Wciąż chętnie ogląda Reksia, Bolka i Lolka oraz Peppę. Zaczęła podobać mu się Myszka Miki i Traktorek Tom. Zauważyłam, że już "kapuje" o co w danej bajce chodzi bo śmieje się w odpowiednich momentach :D


Za kilka dni nastąpi kolejny przełomowy dzień w Stasiowym życiu: pójdzie do przedszkola. Mam nadzieję, że zaaklimatyzuje się i pokocha przedszkole tak jak mamusia :] Jeśli pójdzie w ślady ojca to niestety czekają nas 3 lata codziennego wycia. Bądźmy jednak dobrej myśli ;)

Z okazji urodzin życzymy Stasiowi aby był zdrowy i aby ominęły go te wszystkie straszne choroby, o których co rusz gdzieś czytamy. Chcielibyśmy też aby był szczęśliwy, mądry i pełen empatii do ludzi i zwierząt. To nasze pragnienie - żeby wyrósł na dobrego człowieka. I abyśmy my jako rodzice zdążyli się nim nacieszyć i mogli jeszcze długo mu towarzyszyć w drodze przez życie. Byłoby cudownie.


Słuchajcie, słuchajcie!Staś nie tylko przyjmuje prezenty ale także je rozdaje. Pierwszym jest 15% rabat na cały asortyment etasiemki.net. Właśnie dziś :) 
Drugi prezencik pojawi się niebawem...

Na koniec zostawiam cyfry warte utrwalenia:
  • waga: 17,4 kg
  • wzrost: 103 cm
  • długość stopy: 17 cm
  • ilość zębów: 16 szt
  • obwód głowy: 50 cm
  • obwód brzuszka: 53 cm
Pozdrawiam!
Sus

Wyprawka dla przedszkolaka

$
0
0
Po dziś dzień nie potrafię pojąć dlaczego, gdy uczęszczałam do przedszkola, moja rodzicielka nie wyposażyła mnie w absolutny "must have" każdego przedszkolaka czyli w WOREK NA BUTY?!



Nie wiem jak u Was ale dla mnie synonimem słowa "przedszkole" jest "worek na buty". Jako dziecko poszłam do przedszkola późno bo w wieku 6 lat (od razu do zerówki). Moja szyjąca mama jednak nie uszyła mi worka na buty ale obiecałam sobie, że gdy Staś pójdzie do przedszkola to ja mu takowy uszyję. Słowa dotrzymałam - oto on, sympatyczny worek na obuwie z Myszką Miki.



W szafie od dawna zalegała gruba bawełna w grochy. Kontur łepetyny Myszki Miki powstał spontanicznie i jest wycięty z resztek czarnego punto. Czerwony sznurek pochodzi oczywiście z etasiemki.net, zaś szyjąc worek posiłkowałam się tutorialem podpatrzonym na blogu Gu tworzy. Poszło gładko.


Do kompletu uszyłam Stachowi spodnie z dzianiny pętelki w czarno-białe loga, które mają naszyte wzmocnienia na kolanach - to także czarne punto. Zdecydowanie warto trzymać ścinki, one naprawdę kiedyś się przydają! Jupiii!


Spodnie mają w pasie wszytą gumkę zaś doły nogawek są jedynie podwinięte i przeszyte podwójną igłą. Wykrój pochodzi z Papavero. Dzianinę szyje się cudownie (szczególnie po naostrzeniu noża w overlocku), nie odmówię sobie przyjemności uszycia Młodemu jeszcze bluzki z długim rękawem a także sukienek dla moich uroczych kuzynek.


Ostatnim elementem wyprawki przedszkolnej jest poduszka, na której Młodzież może odpocząć a nawet przysnąć gdy zabawa wyssie z trzyletniego ciałka całą energię ;)



Także i tym razem pozbyłam się bawełnianych resztek -> groszki na jasnym beżu i miasteczko małego chłopca. Jako zapięcia użyłam białego suwaka na metry.

A jak u Was z wyprawką? Wszystko już przygotowane? :)

Pozdrawiam!
Sus

TATA chce żyć! Prośba o pomoc dla Michała

$
0
0
Nie często zamieszczam tutaj takie apele ale skoro zamieszczam, to znaczy, że ten leży mi głęboko na sercu.
Nie będę ściemniać - POTRZEBUJĘ WASZEJ POMOCY!



Oto Michał, 33 letni ojciec dwójki urwisów i mąż Iwony. Od dwóch lat walczy z wyjątkowo trudnym przeciwnikiem - tłuszczomięsakiem umiejscowionym w jamie brzusznej. Nowotwór złośliwy, umiejscowiony w fatalnym miejscu na żyle głównej, którego nie można zoperować ani zatruć chemią. Jedyną szansą dla Michała jest leczenie niestandardowe w prywatnej klinice we Wrocławiu. Kosz miesięcznego leczenia to ok. 20 tyś zł. Koszmar. Nie muszę Wam pisać, że tak jak Michała tak i 90% chorych nie stać na taki wydatek.

Rodzina Michała mieszka w sąsiedniej wsi. W naszej gminie panuje teraz wielkie poruszenie. Kto może ten stara się pomóc. Można wpłacać datki poprzez stronę Fundacji Stonoga. Była telewizja regionalna TVP Katowice i nakręciła krótki reportaż. Michałowi bardzo pomogła rodzina, prywatni sponsorzy, koledzy z kopalni oraz hodowcy gołębi ale nie da się ukryć, że tutaj trzeba naprawdę grubej kasy i to co miesiąc. Szkoła Podstawowa nr 8 w Mościskach wraz z oddziałem przedszkolnym, postanowiła aktywnie włączyć się w zbiórkę pieniędzy.
Rada Rodziców organizuje wielki koncert charytatywny, na którym wystąpią gwiazdy śląskiej muzyki. Dochód ze sprzedaży biletów będzie w całości przeznaczony na leczenie Michała. Dodatkowo w sklepach są już porozstawiane puszki do których można wrzucić pieniążki, bo jak wiadomo każdy grosz się liczy. Przed kościołem także odbędzie się zbiórka.
I tak sobie pomyślałam, że fajnie byłoby na tym koncercie (27 października o 18:00) zorganizować kiermasz. Coś fajnego, w przystępnej cenie, 100% handmade :)
Sama uszyję kilka poduszek, może jakieś maskotki ale potrzeba WIĘCEJ! Mam tylko dwie ręce i własną firmę na głowie. Stąd prośba i pytanie do Was: jeśli ktoś może przekazać jakiś handmadowy przedmiot ręka w górę! Przyjmę wszystko pod warunkiem, że będzie ładne, estetyczne i będzie cieszyć oko.
Tak jak pomogliście Antosi Wieczorek, która wyjechała na leczenie do Stanów tak teraz proszę o pomoc dla Michała.

Tak się złożyło, że mały Piotruś chodzi do przedszkola ze Stasiem. Nie wyobrażam sobie, że temu malcowi może zabraknąć ojca. Dlatego raz jeszcze proszę Was o pomoc. Gdyby każdy kto przeczyta ten tekst przesłał do mnie 1-2 własnoręcznie uszyte rzeczy to byłby sukces! Co się nie sprzeda podczas koncertu - Iwona mogłaby wystawić na aukcjach charytatywnych.

Na czym mi zależy? Na czymś dla dzieciaków i dla domu CZYLI:
- tildy
- poduszki
- kocyki
- torebki
- ubrania dla dzieci: getry, opaski, bluzki itp. (takie luzackie do szkoły i przedszkola)
- girlandy i literki ozdobne
Coś co pięknie wygląda ale nie trzeba nad tym siedzieć godzinami przy maszynie. Szanuję Wasz czas i wiem, że często szyjecie po nocach ale jeśli możecie ofiarować cząstkę swojej pracy to proszę o ten dar dla Michała i dla Jego rodziny.

Proszę piszcie w komentarzach kto jest w stanie coś przesłać a ja na kolejnym zebraniu RR poruszę temat kiermaszu.

Oczywiście zachęcam także do wpłat poprzez Fundację Stonoga. Jak już pisałam wcześniej LICZY SIĘ KAŻDY GROSZ!

Pozdrawiam!
Sus

Tata chce żyć - garść najpotrzebniejszych informacji.

$
0
0
Kochani mam dla Was kolejną garść informacji.
Koncert charytatywny odbędzie się 3 listopada 2016 r. a nie 26 października jak wcześniej napisałam.


Gwiazdą koncertu będzie bardzo, bardzo, bardzo dobrze znany na śląsku (i nie tylko) Pan Grzegorz Poloczekz kabaretu RAK oraz Kola i Jula - super fajne dziewczyny, które prowadzą koncert życzeń w telewizji TVS i przepięknie śpiewają.
Odbędzie się także kiermasz, o którym wspominałam we wcześniejszym wpisie. Kiermasz z maskotkami oraz z przedmiotami handmade.
Ojj będzie się działo :)

Dlatego wszystkich, którzy chcą się przyłączyć i ofiarować coś własnoręcznie uszytego/zrobionego (decoupage/biżuteria) proszę o przesyłanie fantów na mój adres:

Magdalena Wiśniowska
Dojazdowa 53
43-186 Orzesze-Gardawice

Fanty można nadsyłać do 25 października.
Cały dochód ze sprzedaży trafi na konto Michała. Na kilku przedmiotach przeprowadzimy licytację. Chcemy zebrać dużo, dużo pieniędzy!
Co jeszcze czeka na przybyłych na koncert? Poczęstunek czyli ciacho, kawa i herbata. Ciasta domowe, upieczone przez mamy przedszkolaków i szkolniaków (moje będzie zielone jak nadzieja, pyszne, szpinakowe).
Będzie też możliwość zakupu cegiełek a każdy kto kupi cegiełkę otrzyma śliczne piernikowe serce :) 

To będą bardzo dobre 2 h pełne pozytywnej energii. 
Bardzo na Was liczę i już teraz dziękuję tym osobom, od których otrzymałam pierwsze paczki z fantami :)

Pozdrawiam!
Sus

PS. Hodowcy gołębi już wykonali swoje zadanie, pieniążki zebrane a gołąbki wróciły do właścicieli. Chcecie zobaczyć jak wyglądał LOT O ŻYCIE? Zerknijcie TUTAJ.

Szyję czy nie szyję czyli co mi w duszy gra?

$
0
0
Mało się tutaj udzielam ale nie myślcie, że zarzuciłam szycie. Wbrew pozorom szyję więcej niż kilka miesięcy temu gdyż szyję na zlecenie :)


Staś poszedł do przedszkola więc wreszcie zyskałam nieco więcej czasu na szycie. Tak po prawdzie to szycie przeplata się z przygotowywaniem eTasiemkowychzamówień. O ile szyć mogę w domu o tyle zamówień w domu nie przygotuję, ponieważ wszystkie tkaniny i dodatki są w pracowni w drugim budynku. Tak więc do południa "trzaskam" zamówienia a po południu i wieczorem szyję. I wszystko byłoby idealnie i elegancko gdyby nie choróbska, które dopadają Stanisława. Żelaznej odporności to on jeszcze nie ma. Niestety...
Dodatkowo na wiosnę planuję rozszerzyć działalność o przeróbki krawieckie gdyż co jakiś czas ktoś coś podrzuca z prośbą o skrócenie, zmniejszenie itd. Nie wiem czy nie rzucę się z motyką na słońce ale spróbuję, bardzo mnie to kusi (jeśli ktoś ma doświadczenie w tym temacie to proszę o wyrażenie opinii).

Jakiś czas temu zainwestowałam w nowe metki z logo firmy i zaczęłam szyć dla dzieci. Nie wliczam w to Staśka bo on ma 95% ciuchów kupionych w lumpeksie a te 5% to takie lepsze okazy, które są przeznaczone na urodziny, odwiedziny itp. zacne okazje. Wyszłam z założenia, że do przedszkola Młody nosi ubrania, których nie szkoda poplamić i zniszczyć. Jak z czegoś wyrośnie albo zakocham się w jakimś wzorze to mu po prostu uszyję co będzie trzeba.


Moimi klientami się córy i synowie krewnych oraz znajomych. Wszystko odbywa się "pocztą pantoflową" i z polecenia. Przez Facebooka też zgłaszają się zainteresowani. I właśnie teraz na nowo odkrywam radość z szycia. Cudowne widzieć zachwyt w oczach dziecka, kiedy dostaje uszyte coś specjalnie dla niego. Jeszcze większa jest radość gdy dziecko może samo wybrać np. wzór na pościel. I cudownie jest widzieć radość w oczach rodziców gdy ich pociecha paraduje w czymś czego nie ma w sieciówkach. Krawiectwo  ma w sobie magię i czar, któremu trudno się oprzeć. To ta świadomość, że krawcowa skupiła się od początku do końca na tej jednej konkretnej rzeczy i włożyła w szycie całe serce.
Bardzo mnie to "jara". Tak bardzo, że polubiłam nawet szycie firan! (zawsze od tego stroniłam!). Co prawda nie szyję niczego skomplikowanego ale jeśli mam możliwość łączenia gładkiej firanki z wzorzystą bawełną z mojego sklepu i efekt końcowy jest superowy to takie coś mnie kręci i mogę szyć :)

A oto moje ostatnie prace:
  • Sukienka z dzianiny pętelki dla Hani (wzrost 152 cm). Pod sukienkę można włożyć dopasowaną bluzkę typu basic i śmiało nosić także zimą.


 

  • Legginsy i bluza z dzianiny pętelki w Pokemony dla drugiej Hani (wzrost 140 cm). Hania jest zapalonym łapaczem Pokemonów więc te ubrania sprawiły jej wielką radość :)


  • Koszulka w Pokemony dla Marka (wzrost hmm nie wiem ale to wysoki  facet). Marek jest wesołym 20-letnim bratem Hani nr 2 i nie stroni od zabawnych koszulek.


    • Pościel do kołyski dla małego Dawidka. Dawid jest synem naszych  sąsiadów a pościel + baldachim (nie mam zdjęcia rozłożonego) jest prezentem z okazji narodzin.


    • Fartuszek dla Stasia uszyty specjalnie na zajęcia kulinarne w przedszkolu. Bawełna kolorowe guziki jest bardzo pozytywna i wesoła.


      Kolejne szyciowe zlecenia przede mną więc za jakiś czas znowu pokażę uszytki i może wreszcie zrobię zdjęcia pracowni o!

      Pozdrawiam!
      Sus

      Nie wyrzucaj resztek czyli przydługa rozprawa o tekstyliach dziecięcych.

      $
      0
      0
      Urodzona na początku lat 80-tych cierpię na tzw. manię "nie wyrzucaj tego" bo "może się przydać" albo "jak wyrzucisz będziesz żałować".
      Niby jest w tym powiedzeniu ziarno prawdy ale nie oszukujmy się - teraz możemy kupić niemal wszystko i w zasadzie to niczego nie musimy chomikować. Towary uginają się na sklepowych półkach a sprzedawcy robią co mogą aby ściągnąć klientelę do siebie (hmm coś o tym wiem ;)   ). Ogranicza nas jedynie zasobność portfela i być może powierzchnia mieszkania.
      Przez lata wzrastałam w kulcie zbieractwa ale na litość boską ile można?!
      I choć już całkiem nieźle radzę sobie z odgruzowywaniem szaf i szafeczek to mam jeden problem: zbieram resztki tkanin.


      Wiem że nie tylko ja :)
      Wiem, że jest nas więcej :)

      Na szczęście teraz gdy Staś ma już swój własny pokój mogę choć w części spożytkować zgromadzone resztki. Prawdę mówiąc to po to je właśnie zbierałam. Miałam wizję pokoju syna na długo zanim zabraliśmy się za remont i wiedziałam, że muszę mu coś do tego pokoju uszyć aby wnętrze nabrało ciepła i przytulności.

      Wracając jednak do tekstyliów dziecięcych to najpierw zaczęłam szyć narzutę na łóżko. Wykorzystałam przeróżne kawałki bawełny z mojego sklepu:
      groszki na jasnym błękicie
      groszki na popielu
      paseczki biało-szare
      gwiazdeczki na graficie
      śnieżynki skandynawskie szare
      - śnieżynki skandynawskie błękitne
      Spód podszyłam białą bawełną w lekko wytłaczane napisy (od dawna zalegała w szafie) a w środek wsadziłam cienką ocieplinę. Całość przepikowałam po szwach.



      Bardzo podoba mi się ten szaro-niebieski mix o wymiarach 160 cm x 90 cm. No dobrze więcej niż podoba... ja ją UWIELBIAM i nie mogę nacieszyć  oczu tym koślawym patchworkowym dziełem. Myślę, że fajnie ożywia jasno-szare łóżko naszej pociechy. Stasik przespał całe lato pod tą narzutą.




      Kolejna sprawa to roleta rzymska. Pierwotnie okno "ozdabiała" smętnie wisząca firanka. Gdy prócz niej pozbyliśmy się też karnisza zrobiło się niesamowicie "łyso". Ewidentnie czegoś brakowało.


      Za namową przemiłej sąsiadki, która prowadzi sklep z firanami, zdecydowałam się na zakup mechanizmu do rolety rzymskiej i samodzielne uszycie jej (chciałam żeby ona szyła ale powiedziała, że mam się nie wygłupiać...). Roletę uszyłam z grubej surówki bawełnianej o czym już wcześniej pisałam na Facebooku. Bardzo, bardzo polecam ten materiał bo szyje się go super przyjemnie i szybko. Poza tym roleta jest praktyczna i prosta w utrzymaniu czystości.



      Po rolecie przyszła kolej na nową pościel. W zasadzie to nie pościel ale kocyko-narzutę.
      Staś uwielbia rozpakowywać ze mną paczki z tkaninami, z entuzjazmem komentuje wzorzystą bawełnę i "zamawia" wzory, które przypadły mu do gustu. Tak było z bawełną miasteczko małego chłopca, która od razu wpadła mu w oko. Wiadomo - SAMOCHODY! W tym wypadku w 100% podzielam gust syna, to także jeden z moich ulubionych wzorków i póki będzie produkowany - będzie też w sklepie. Delikatne błękity i beże połączyłam z groszkami na jasnym beżu i gładką kobaltową bawełną. W środek wsadziłam podwójnie złożony wkład bawełniany. Koc ma wymiar: 130 cm x 105 cm i mam nadzieję, że posłuży jeszcze przez 2-3 lata.





      Poduszkę z pierza kaczego szyłam na jednym z naszych śląskich spotkań (nie róbcie tego w domu, narobiłam niezłego bajzlu) i choć w zasadzie Staś nie śpi na poduszce to i tak do kompletu uszyłam na nią poszewkę. Jak mawiał mój ukochany dziadek Walter: "ordnung muss sein".



      Na blogu Szycie Ani podpatrzyłam absolutnie cudowne maskotki w formie rakiet czy samolotów. Oto pierwszy prototyp rakiety. OK, OK wiem, że przypomina trochę rybę ale kolejny będzie lepszy :D Stasiek traktuję tę rakietę jako poduszkę i na niej śpi.


      I już zupełnie na sam koniec girlanda z bawełnianych proporczyków. Także tutaj wykorzystałam resztki bawełny :) Girlanda nie jest do pokoju Stasia ale na kiermasz handmade, który odbędzie się podczas koncertu charytatywnego




      To byłoby na tyle. Kto dotrwał do końca temu należy się duże piwo ;)
      Pozdrawiam!
      Sus

      Helmut, przywitaj się z Państwem.

      $
      0
      0
      Dzień dobry!
      Nazywam się Helmut i mam... yyyy dużo lat :)
      Nikt nie wie ile ale podobno urodziłem się przed wojną. Drugą, światową.
      To w sumie nieważne. Ważne, że moim właścicielom spodobałem się 6 lat temu i kupili mnie od faceta, który trzymał mnie w blaszanym garażu.


      Staram się nie być sentymentalną ale uważam, że pewne przedmioty należy szanować i dziękować im za to że są i że "służą" nam przez lata. Myślę, że z czasem stają się po części członkami rodziny. Niekoniecznie mam tu na myśli meblościankę z PRL'u na wysoki połysk ale np. starą drewnianą szafę, z którą wiążą się konkretne wspomnienia.

      Wiedzcie także, że nie mam w zwyczaju nadawać meblom imion a ta szafa jest wyjątkowym wyjątkiem. Dlaczego Helmut? Bo to niemiecka szafa. Podobno przedwojenna ale ręki nie dam sobie za to uciąć.Wpadła nam w oko lata temu gdy urządzaliśmy nasze mieszkanie od zera. Teraz pewnie kupilibyśmy coś a'la PAX z IKEA albo wielką zabudowę, bo to bardzo pakowne rozwiązanie, ale wtedy szliśmy z Małżonkiem pod prąd i postanowiliśmy zainwestować w ciężkie, drewniane meble. Jeździliśmy po różnych komisach i takim sposobem urządziliśmy nasze gniazdko za niewielkie pieniądze ;) Niekoniecznie z duchem czasu... ale za to tanio.



      Helmucik faktycznie stał w garażu w tzw. "blaszoku". Był rozłożony i w zasadzie kupiliśmy go trochę w ciemno. Jak go zobaczyłam to pomyślałam, że szkoda, że taki ładny mebel z duszą niszczeje. Był zdrowy i nie zeżarły go jeszcze korniki. Tylko kryształowe lustro jest nieco zaśniedziałe i ma liczne "pajączki". Moim zdaniem to przydaje mu uroku i nostalgii. Ciekawe kto się w nim kiedyś przeglądał?


      Helmucik długo egzystował w miodowo-brązowym kolorze. Przez te lata nawet mi odpowiadał ale gdy odświeżyliśmy sypialnię a Stanisław został oddelegowany do swojego pokoju - stwierdziłam, że kolor szafy dość mocno gryzie się z moim obecnym poczuciem piękna i całościową wizją pomieszczenia.


      Postanowiłam go przemalować. Z kuchnią poszło mi gładko więc z szafą też powinno. Z ochotą przystąpiłam do dzieła gdy wtem wena minęła. Wszystko minęło i czekało kilka miesięcy aż zechce mi się nałożyć drugą warstwę farby. Przez ten czas szafa wyglądała okropnie... pomalowana byle jak pierwszą warstwą, z prześwitami, odkręconymi drzwiami, bez gałek. Bleee... Nie potrafiłam się jednak przemóc, miałam takiego lenia.
      Przełom nastąpi niedawno i tym sposobem dokończyłam to co zaczęłam.


       
      Tak jak w przypadku kuchni i szafki do pracowni także tym razem użyłam farby V33 kolor "bawełna". Nie wiem jak będzie z trwałością, bo o ile na frontach kuchennych farba trzyma się bardzo dobrze (a kuchnia jest bardzo mocno eksploatowana), tak na Stasiowym łóżku jest totalna klapa (pojawiła się masa odprysków i muszę kupić nowe łóżeczko). Mam nadzieję, że na Helmuciku będzie to wszystko ładnie się trzymało i nie poodpryskuje.


      Jak zapewne zauważyliście, zostały do pomalowania nogi szafy ale jeszcze nie wiem czy zdecydować się na biel czy na czerń (jak uchwyty - malowane farbą w spray'u).




      I jak Wam się podoba Helmut w nowym ubranku? Ja jestem bardzo zadowolona. W ogóle to całe mieszkanie nabrało jasnych barw i jest duuużo lepiej i przytulniej niż wcześniej.

      Pozdrawiam!
      Sus



      Relacja z koncertu charytatywnego i podziękowania

      $
      0
      0
      Koncert, koncert i po koncercie :)
      Tygodnie przygotowań, mnóstwo emocji i finał, na który warto było czekać!



      Przez ostatnie tygodnie informowałam Was co i jak w sprawie koncertu charytatywnego na rzecz Michała Moronia. Wczoraj tj. 3 listopada 2016 r. wybiła godzina zero ;) Koncert się odbył, trwał blisko 3h i zgromadził komplet publiczności.






      Tuż przy wejściu ma salę Panie z Fundacji Stonoga, wraz z uczennicami z naszej szkoły, zbierały do puszek pieniądze. Każdy wspierający otrzymał słodki upominek - pierniczek w kształcie serca :]
      Prócz tego można było zakupić losy w czterech różnych cenach Powiem Wam, że loteria cieszyła się ogromną popularnością i w zasadzie po 30 minutach wszystkie losy zostały wyprzedane :) Los upoważniał do odbioru nagrody - i tutaj wchodzicie Wy, moje drogie pomagaczki internetowe, bo to Wasze handmadowe prace były nagrodami. Rozeszło się wszystko, losy były wycenione od 10 zł do 35 zł. Np. nasz Staś zyskał nowego przyjaciela ŁOSIA a ja cudne kolczyki z ametystem. Będą mi zawsze przypominać ten wyjątkowy dzień :)
      Następnie na scenie pojawił się Pan Burmistrz Mirosław Blaski z krótkim przemówieniem, w którym zachęcał do otwarcia serc i portfeli oraz życzył wszystkim dobrej zabawy.


      Chwilę później obejrzeliśmy krótki film o Michale i jego rodzinie: pokaz slajdów z muzyką w tle. To była niespodzianka dla Michała. Chyba każdy z nas miał wielką gulę w gardle... ze wzruszenia.



      Po pokazie koncert rozpoczął się na dobre. Na scenie pojawił się Pan Grzegorz Poloczek wraz z gitarzystą Bartłomiejem Kuźniarzem oraz duet Kola&Jula (Jula czyli Justyna Sosna uczy w naszej szkole muzyki).
      O rety ale się działo! Do tej pory występny Pana Poloczka oglądałam tylko w telewizji (kabaret RAK, TVS) a wczoraj mogłam go posłuchać na żywo. Wiecie co dawno się tak nie uśmiałam! Pan Grzegorz opowiadał "śląskie wice", różne anegdoty z nie tak odległych czasów - oczywiście śląską gwarą :D Rewelacja! Nie da się ukryć, że facet "mo godane" i potrafi rozśmieszyć do łez ;) Prócz tego zaśpiewał kilka swoich piosenek. Było bardzo, bardzo, bardzo wesoło i fajnie.



      Po Panu Poloczku wystąpiły Kola&Jula w krótkim recitalu. Dziewczyny mają przepiękne głosy, na żywo brzmią fantastycznie! Potrafią porwać publiczność, wzruszyć, są niesamowicie naturalne i pozytywne. Bardzo miłe zaskoczenie :) Po cichu liczę, że za kilka lat Justyna Sosna będzie uczyć Staśka muzyki ;)




      Po występie Koli&Juli przyszedł czas na licytację przedmiotów handmade. To były fanty wykonane przez rodziców wśród których znalazły się także dwie poduszki przesłane do mnie przez jedną z obserwatorek bloga :)
      Inne fanty to: wielka maskotka-gołąb, serwetki robione na szydełku, dwie rzeźby z węgla, obraz, rycina z drewna, dwa świąteczne swetry dla dzieci, swojskie chleby oraz... dwa worki ziemniaków po 30 kg każdy :D
      Sprzedało się wszystko i nie mogę nie nadmienić, iż jedną z poduszek wylicytował Pan Burmistrz za kwotę 250 zł!




      Na zakończenie raz jeszcze wystąpili wszyscy artyści a po koncercie każdy mógł poczęstować się ciastem upieczonym przez rodziców i napić się kawy lub herbaty.


      I tak minął nam ten listopadowy wieczór pełen wzruszeń i pozytywnej energii.
      Było pięknie a kto nie był niech żałuje. Strasznie się cieszę, że to wszystko tak fanie się zgrało i obyło się bez wpadek (szwankujące mikrofony się nie liczą ;)   ).
      Na pewno chcecie wiedzieć ile pieniążków zebrano :D To nie tajemnica, już wszystko podliczono i wyszła nam piękna sumka 14.474,39zł!

      Na koniec muszę Wam jeszcze pokazać zdjęcia fantów, wypatrzycie na nich swoje prace. Bardzo, bardzo, bardzo Wam dziękuję za ofiarowanie cząstki siebie, za ogrom pracy włożonej w szycie i tworzenie. Bądźcie pewne, że dołożyłyście się do leczenia Michała, do jego szansy na powrót do zdrowia.
      Dziękuję, dziękuję, dziękuję tym 19 osobom (beze mnie), od których otrzymałam paczki a imiona których skasowały mi się podczas problemów z komputerem :( Aaaa nie przeżyję tego... Strasznie mnie to męczy bo chciałam każdego wymienić i nikogo nie pominąć.






      Na tym zakończę wpis a Was zapraszam jeszcze na stronę Gazety Orzeskiej oraz Szkoły w Mościskach do galerii zdjęć :)
      Relacja z koncertu Gazety Orzeskiej.
      Relacja z koncertu SP nr 8 w Orzeszu-Mościskach.
      Relacja z koncertu Fundacja Stonoga.

      Nie zapominajcie o Michale, miejsce go w pamięci i modlitwie.

      Pozdrawiam i raz jeszcze dziękuję!
      Sus

      Tablica magnetyczna handmade - DIY!

      $
      0
      0
      Tablica z możliwością przypięcia karteczek z krótkimi notatkami czy wizytówkami to moim zdaniem absolutny must have każdego biura/pracowni/sklepu.
      Sprawdzi się także w domu np. w pokoju dziecka czy kuchni.
      Takie tablice można bez problemu kupić ale można także wykonać samodzielnie. Jak? Poniżej zamieszczam szybki przepis :)



      Aby samodzielnie wykonać tablicę magnetyczną, trzeba zainwestować w dwie rzeczy: farbę magnetyczną i... przewijak dla niemowlaka. Tak, tak, dobrze czytacie. Przewijak jest bardzo ważnym elementem, ponieważ skrywa w sobie twardą deskę, którą można przemienić w tablicę magnetyczną :)


      Jeśli nie posiadacie przewijaka po swoim dziecku albo jest jeszcze w dobrym stanie, to rozglądnijcie się za używanymi w komisach dziecięcych albo na olx. Może być bardzo zniszczony (popękana cerata, ubytek gąbki), ludzie czasem oddają za darmo albo sprzedają za 10-15 zł. Ja swój dostałam od Eweliny z Milutek Handmade. Przewijak był już dość mocno zniszczony ale mnie interesowała tylko deska.
      Fajna, dość duża, twarda, gładka decha z płyty pilśniowej. Ideał. Nic nie musiałam z nią robi, żadnego szlifowania itp.

      A teraz farba magnetyczna.
      W marketach budowlanych jest kilka rodzajów farb magnetycznych, sama nie wiedziałam którą wybrać. Na szczęście w jednym z marketów pracuje koleżanka Gosia, szczęśliwie na dziale farb, więc skorzystałam z jej porady (Gosia dzięki!!!).
      Kupiłam Magnetic Paint firmy Primacol Decorative. Koszt puszki 0,75 l to ok. 90 zł. Przyznacie, że to sporo ale:
      1. farba wystarcza na długo
      2. można nią malować także ściany
      3. można na nią nakładać farbę kolorową
      4. można na nią nakładać cienką, nietłoczoną tapetę
      5. można na farbę magnetyczną nałożyć farbę kredową i macie 2w1 :) Warunek jest jeden: trzeba nałożyć minimum 3 warstwy (najlepiej 4-5, nie ma co oszczędzać farby).


      Zatem jak wykonać tablicę magnetyczną? To proste!
      1. Z przewijaka usuwamy folię ochronną, gąbkę a także śruby, którymi były zamocowane "nóżki".


      2. Farbę bardzo dokładnie mieszamy. Po otwarciu puszki farba zwykle jest rozwarstwiona. Musi stać się jednolitą, gęstą masą.


      3. Deskę z przewijaka przecieramy wilgotną ściereczką, czekamy chwilę aż wyschnie, umieszczamy na jakimś podwyższeniu (najwygodniej na taborecie) i malujemy gąbkowym wałeczkiem. Decha pilśniowa świetnie wpija farbę więc  nie ma sensu nakładać zbyt grubej warstwy bo i tak za 4 h nałożymy kolejną.



      4. Kolejną warstwę nakładamy po 4 h. I tak minimum 3 razy. Zaczniecie malować rano to skończycie wieczorem :) Ja nałożyłam 4 warstwy. Z początku farba jest ciemno szara ale po wyschnięciu robi się grafitowa. Aha trzeba malować powoli i starannie, żeby nie było widać przejścia pomiędzy kolejnymi pociągnięciami wałka.



      5. Po wyschnięciu farby, przez dziurki, które zostały w desce wystarczy przeciągnąć sznurek, zapleść go i starannie zawiązać na końcach.



      I już,mamy gotową tablicę magnetyczną! Teraz wystarczy powiesić ją na kołeczku i cieszyć się z użytkowania.

      Aha jeszcze magnesy. Moje są kolorowe, trochę retro, bardzo ładne. Kupiłam w LM ale muszę dokupić jeszcze jedną paczkę bo 6 szt to jednak trochę mało.


      A tak wygląda mój kącik komputerowy w pracowni. Tutaj odbieram zamówienia, drukuję f-ry i paragony i rozmawiam w klientami :) Tablica bardzo się przydaje. Wreszcie mam wszystko na wysokości oczu i w jednym miejscu. Małe karteczki nie gubią się podczas pracy.



      Na zakończenie muszę nadmienić, iż farby zostało jeszcze ok 3/4 puszki. To całkiem sporo i myślę, że spokojnie wystarczy na wykonanie jeszcze 2 tablic albo na pomalowanie ściany (jeśli najdzie mnie taka ochota).

      Pozdrawiam!
      Sus

      2w1 czyli szybka relacja z dwóch spotkań Śląskie Szyje

      $
      0
      0
      Koleżanki z grupy Śląskie Szyje dobitnie wyraziły swoje niezadowolenie z faktu, IŻ nie zamieściłam relacji z poprzedniego XXX spotkania... Kajam się zatem w prochu i popiele i BŁAGAM O WYBACZENIE! Oto relacja z XXX i XXXI spotkania. Macie 2w1 :-P


      XXX spotkanie odbyło się dokładnie 01.10.2016 r. w Hackerspace Silesia w Katowicach. Ostatnio bardzo polubiłyśmy to miejsce, kolejny raz tam gościłyśmy (za co bardzo dziękujemy!).
      Na tym spotkaniu niestety po raz ostatni (hlip hlip), przed dłuższą przerwą, widziałyśmy się z Eweliną. Ewelina niebawem urodzi swoje drugie dziecko a ponieważ mieszka z dala od cywilizacji... ;) więc raczej szybko do nas nie zawita... Dobra wiadomość jest jednak taka, że będzie to SYN! Postanowiłyśmy pomóc naszej drogiej koleżance i jej małżonkowi w wyborze imienia dla dziecka (wiadomo, poważna sprawa) i tak po burzliwej debacie wybrałyśmy dla dzidziusia typowo śląskie imię - BRAJANEK! Także Brajanku popatrz ile będziesz miał cioć :) 
      Reszta ekipy bez zmian choć czekamy na dziewczyny, które aktywnie uczestniczyły w spotkaniach w Dąbrowie Górniczej. Hello??!! Co z Wami??


      Marta i Justyna
      Ewelina, Olga, Agnieszka


      Nasz Rajski Ptak :) Justyna





      Z kolei XXXI (zacna cyfra) spotkanie odbyło się 12 listopada. Tym razem pojawiły się dawno niewidziane twarze: Majka i Edytka oraz Dorota, która na Ślaskim Szyje była po raz pierwszy (i mam nadzieję, że nie ostatni). Majka po kontuzji powróciła do żywych zaś Edytka bardzo odmieniona, pełna energii i jak zawsze wesoła przybyła aby pogadać i chwilę z nami pobyć.
      Oj jak zawsze miło było poplotkować, pośmiać się i na chwilę odskoczyć od codziennych obowiązków (i dzieci hehe).


      Majka, Edyta, Justyna


      Dorota i Agnieszka



      Fotki od Majki (Marta szyje lalkę):



      Pozdrawiam!
      Sus

      Proszę Państwa ujawniam się :)

      $
      0
      0
      Myślę sobie, że sporo osób które szyje i czyta blogi krawieckie, zastanawia się czasem, jak wyglądają pracownie koleżanek po fachu. Wiadomo, jedni szyją w domu w osobnym pokoju, inni szyją w małym kąciku wydzielonym z pokoju a jeszcze inni mają swoje pracownie. U mnie sprawa wygląda jeszcze nieco inaczej ponieważ prowadzę sklep internetowy i szyję/poprawiam na zlecenie. I to wszystko w jednym ciasnym pomieszczeniu do którego serdecznie Was zapraszam :)

      Pomieszczenie o którym mowa wcześniej wyglądało tak -> KLIK
      Potem była faza przejściowa "na czyściocha". Trochę jak w aptece no nie :)




      A teraz jest dokładnie tak jak na poniższych zdjęciach czyli pomieszanie z poplątaniem i ogólny chaos, w którym na szczęście dobrze się odnajduję. Nie ma się co dziwić gdyż sama osobiście go sobie stworzyłam :]



      Jeśli chodzi o sam remont to zrobiliśmy go we dwójkę z Maćkiem. Oczywiście większość prac wykonał Mąż ale do mnie należało np. tapetowanie za którym wprost przepadam.
      Co dało się wykorzystać z pozostawionych sprzętów to zostało zaadoptowane np. wszystkie półki wiszące, blat i szafka w aneksie kuchennym. Blat okleiłam, szafkę odmalowałam i wygląda to dobrze.


      Bez półek ściennych nie wyobrażam sobie składowania belek z tkaninami. Poprzednie były czarne ale wystarczyło okleić je porządną, grubą okleiną a'la drewno i wyglądają zupełnie inaczej. To także była moja działeczka. Komodę z szufladami i otwarty regał to dzieło Maćka. Nie jest stolarzem ale widać ma do takich prac smykałkę i zmysł przestrzenny.


      Stół krojczy oraz stolik pod maszyny to używki wyhaczone ze niewielkie pieniądze na olx. Metalowy regał i plastikowa szafka na dokumenty pochodzą z Castoramy. Maszyny znacie z poprzednich wpisów, mają po kilka i kilkanaście lat.



      Bardzo sobie chwalę odnowioną półeczkę biurową - trzymam w niej wszelkie krawieckie "przydasie", które muszę mieć w zasięgu ręki w trakcie szycia. To były naprawdę dobrze wydane 30 zł ;) Roboty przy niej było sporo ale za to jaka SATYSFAKCJA!

      Tak to u mnie wygląda, tak pracuję czyli tnę, pakuję, wysyłam i szyję. I cały dzień latam z wywieszonym jęzorem bo zawsze się spieszę i zawsze jestem spóźniona. Wbrew pozorom nie ma mowy o spokojnym i wyciszającym szyciu.


      Ale wiecie co... nie zamieniłabym tego na etat bo choć lekko nie jest to fajnie być na swoim. Zresztą i tak nie mam wyboru, życie ułożyło się tak a nie inaczej i muszę mieć bardzo elastyczne godziny pracy w razie choroby Staśka.
      W każdym razie gdyby ktoś zamarzył "iść na swoje" to pamiętajcie, że prowadzenie firmy to praca 24h/dobę i nie ma w tym stwierdzeniu krzty przesady! To tak naprawdę wygląda.



      OK a czego jeszcze brakuje? Lampy kreślarskiej (wieczorem bardzo źle się szyje bez dodatkowego doświetlenia) i 2 półek (trzeba okleić i przymocować do ściany - Mężu szykuj się!).
      Mam nadzieję, że choć trochę zaspokoiłam Waszą ciekawość :)

      Pozdrawiam!
      Sus

      Zlecenia i prezenty - vol 2.

      $
      0
      0
      Listopad i grudzień to najgorętsze miesiące w eTasiemce. Ledwo wyrabiam i żałuję, że doba ma tylko 24 godziny :)
      Jakimś cudem (nie wiem jak) udało mi się zrealizować kilka krawieckich zamówień. Co z tego wyszło? Zobaczcie sami.


      Dla Wiktorka, najgrzeczniejszego prawie dwulatka jakiego miałam przyjemność poznać: bluza z kapturem i spodnie baggy z dziany pętelki Myszka Miko LOGO.



      Dla Majki, ewidentnie przyszłej krawcowej, tuniko-sukienka i legginsy. Tuniczka o kroju lekkiej bombki uszyta z dzianiny pętelki "Małpki". Legginsy uszyte także z pętelki o wdzięcznej nazwie Pies Agent.




      Dla Staśka - spodnie baggy, dawno temu zamówiona bluzka "miasteczko" oraz bluza marynistyczna w kotwice (kocham!). Spodnie na wietrzną i zimową aurę z softshellu w gwiazdy. Od spodu mięciutkie futerko.



      Dla Mikołaja, syna naszych przyjaciół, bluzka Star Wars w prezencie od cioci Magdy :) Doszły mnie słuchy, iż rodzice "skarżą się", że młody nie chce zdjąć bluzki i nie wiedzą jak ją wyprać?! No przecież nie wsadzą dziecka do pralki ;) Kochany Mikuś :)



      Dla 6 dziewczynek-śnieżynek z naszego przedszkola - 6 pięknych spódnic z pełnego koła szytych na wymiar indywidualny + 12 zwiewnych szarf. Na koncert świąteczny. Jeśli wyzdrowiejemy to przyjedziemy zobaczyć występ.


      Pościel zimowa wg projektu Moniki czyli połączenie 3 kolorów bawełny w śnieżynki. Wszystko niestandardowe: poszwa na kołdrę 205 cm x 150 cm, duże poduchy 75 cm x 75 cm i jaśki 40 cm x 30 cm. Wbrew pozorom to dużo pracy no ale za to jaki efekt końcowy :) Życzę kolorowych snów!


      I dokładnie taki sam zestaw kolorystyczny tylko w mniejszym wydaniu niebawem powstanie dla córy Moniki. Póki co w ramach "odmóżdżenia" uszyłam Weronice zimową tuniczkę z fajnej dzianiny drapanej w śnieżynki. Zobaczyłam ten wzór w sklepie i MUSIAŁAM go kupić. Niektóre płatki śniegu są pokryte błyszczącym brokatem. Ciekawe czy przeżyją pranie?!


      Poszewki zimowe zamówione przez Anię. Dla siebie muszę uszyć podobne (ciekawe czy zdążę...pewnie nie...)


      Dwa obrusy bawełniane: marokańskie ornamenty na popielu oraz pasy marynistyczne biało-granatowe. Jestem bardzo zadowolona ze spodniej strony, którą starannie wykończyłam jak na rasowy obrus przystało :)




      I to byłoby na tyle. Kolejne zlecenia czekają. Póki co chorujemy sobie oboje ze Staśkiem więc szycia jak na lekarstwo.
      Dla siebie marzy mi się  płaszczyk w pepitkę (mam nawet kupiony materiał, piękną marchewkowo-czarną pepitkę) i zimowe poduchy do salonu. Tylko nie mam kiedy tego uszyć.
      Dobra, dobra, nie narzekam. Ważne, że robota jest.

      Pozdrawiam!
      Sus

      O maszynach subiektywnie

      $
      0
      0
      Dziś chciałabym się z Wami podzielić moimi osobistymi przemyśleniami na temat zakupu maszyny do szycia.
      Chyba nie byłam świadoma jak dla wielu osób problemem życia jest wybór pierwszej maszyny do szycia. Co prawda na moim forum jest wątek cieszący się ogromną popularnością (Zakup maszyny do szycia dla początkujących- jaką wybrać?) ale nie oszukujmy się - tylko nielicznym osobnikom chce się nań rzucić okiem. Większość szuka gotowych odpowiedzi, najlepiej z propozycją konkretnej marki i modelu. Tralala nie ma tak łatwo. Jeśli ktoś nie jest maniakalnym fanem jedynej słusznej marki i nie uważa swojej maszyny za ósmy cud świata to może być problem.

      Ludzie proszę... WRZUĆCIE NA LUZ!
      Jak wygląda maszyna do szycia każdy wie a czym jedna różni się od drugiej?  Na pierwszy rzut oka ilością ściegów ozdobnych, z których zwykle korzysta się na początku. Potem zachwyt ozdobnymi szlaczkami mija i korzysta się ze ściegu prostego, zygzaka oraz overlockowego.
      Maszyny różni także rodzaj chwytacza: rotacyjny vs wahadłowy albo typ: mechaniczna vs  komputerowa, domowa vs przemysłowa. Rożni rodzaj montowania stopek: zatrzaskowy matic albo tradycyjny na śrubkę.
      Jednak naprawdę ważnym jest aby maszyna miała płynną regulację długości i szerokości ściegu oraz docisku stopki (wszędzie to pisze). To jest ważne i to jest podstawą. Jeśli właśnie stoisz przed wyborem maszyny do szycia i miotasz się wśród setek modeli to odrzuć wszystkie te, którym brak tych trzech podstawowych funkcji bo one bardzo ułatwiają szycie. Dla niektórych kluczową kwestią jest aby maszyna posiadała funkcję wolnego szycia. Nie wiem po co bo nawet jeśli przesiądziesz się na inny model, który owej funkcji nie posiada, to po kilku dniach szycia będziesz w stanie szyć na przemian bardzo wolno i bardzo szybko. Własną i osobistą stopą wyregulujesz obroty, nie potrzeba do tego specjalnego przełącznika (kto zdawał prawko ten z pewnością pamięta pierwszą lekcję ruszania samochodem... Gaz do dechy i chwała Bogu że był obok instruktor  ;)   ). Z kolei kto szył na przemysłówce ten wie, że nawet maksymalna prędkość maszyny domowej znacznie różni się od zwyczajnej prędkości maszyny przemysłowej ;) Poza tym duża prędkość z czasem bardzo się przydaje. Tak jak siła wkłucia igły w tkaninę.

      Maszyna jest tylko narzędziem w Twoim ręku.
      Maszyna nie ma mózgu i nawet cacko za kilka/kilkanaście tysięcy złotych (bez którego być może zdaje Ci się, że nie przeżyjesz) samo nie uszyje sukienki czy żakietu. Stębnówka potrzebuje zdolnej "pani kierowniczki". Potrzebuje osoby z polotem i wyobraźnią znającą poszczególne etapy tworzenia odzieży. Idź do jakiejkolwiek sieciówki i spojrzyj krytycznym okien na te stosy ubrań. Tam nawet najprostsze fasony potrafią być spaprane tak bardzo, że szkoda wydawać pieniądze. Sama lepiej byś to uszyła w zaciszu domu. Wielkie koncerny zatrudniają rzesze pracowników w krajach trzeciego świata i płacą im grosze za pracę na akord w wielkich szwalniach. Mają gdzieś jak to wygląda. To ma się sprzedać i tyle. Stąd też takie "zdziwko" gdy krawcowa zażyczy za uszycie sukienki kilkaset złotych. Ludzie przyzwyczaili się do cen ubrań z sieciówek a więcej zapłacą tylko za ubranie znanej marki. PS. Ono też najczęściej jest szyte na akord, byle jak i z byle jakiego materiału ale ma metkę. Mała manufaktura kosztuje więcej ale przynajmniej większość właścicieli staje na głowie aby było ładnie, starannie i od serca. Bo chce aby klient do nich wrócił. OK, to temat na inne rozważania.

      Znasz jakąś dobrą krawcową starej daty? Mam przyjemność takową znać. Uszyje wszystko o czym zamarzysz. Zawsze perfekcyjnie i dokładnie. Tworzy wykrój na daną sylwetkę. Indywidualnie. Do pięt jej nie urastam. Wiesz na jakiej maszynie szyje? Wcale nie na najnowszym modelu Jenome czy Elny. Ona szyje na trzydziestoletnim Singerze jakiego można był zakupić (znaczy wystać) w PRLu. Kilkanaście lat temu zaszalała i dokupiła overlocka. Wcześniej szwy wykańczała zygzakiem. Ale nie był to byle jaki zygzak tylko ładny, równy i staranny. Każda wystająca niteczka była odcięta. Miło było patrzeć na lewą stronę nawet gdy nie miała wszytej podszewki.

      A teraz... teraz na forach krawieckich i grupach facebookowych można kupić używane maszyny, których ceny wynoszą kilka ładnych tysięcy złotych. Roczne, jeszcze na gwarancji. Dlaczego? Bo ktoś miał pomysł na własny biznes, dostał dotację z UP i po roku zrezygnował bo nie przynosił zysku.  Wyprzedaje sprzęt zakupiony za pieniądze z dotacji. Sprzęt drogi jak pieron. Droga maszyna nie jest gwarantem sukcesu. To tylko maszyna, sama niczego nie uszyje. Ty jesteś mózgiem całego przedsięwzięcia, możesz szyć nawet na używanej stębnówce za kilkaset złotych i zarabiać. Osobiście wolałabym zaczynać przygodę z własną firmą na tańszej maszynie a potem, gdy zdobyłabym klientów i renomę zaoszczędzić i kupić coś droższego. I to niekoniecznie nowego. Ale ja to ja.

      Więc jeśli stoisz przed wyborem maszyny to:
      1. Określ sobie przedział cenowy w jakim możesz się poruszać i 2-3 marki, które Cię interesują.
      2. Zdecyduj czy wolisz maszynę komputerową czy mechaniczną. 
      3. Odrzuć wszystkie maszyny, które nie mają płynnej regulacji szerokości i długości ściegu oraz regulowanego docisku stopki.
      4. Zerknij na to co piszą ludzie na forach krawieckich o swoich maszynach - niech to będą osoby, które na nie jednej maszynie "zęby zjadły" albo, które szyją w miarę dużo i regularnie a nie fanatycy-hobbiści ze sprzętem używanym od tygodnia. Oni uważają go za najlepszy na świecie i jedynie słuszny. Tak, niektóre maszyny są jak lalki Barbie: ładne i kolorowe z zewnątrz ale puste w środku. Jednak aby się o tym przekonać trzeba czasu.
      5. Pamiętaj, że maszyna do szycia to sprzęt, który ma prawo się zepsuć i jak w przypadku auta z salonu - możesz mieć pecha i trafić na nowy felerny egzemplarz. Poza tym najczęściej psuje maszynę osoba, która na niej szyje. Bo za szybko, bo za mocno, bo za grubo a potem jest płacz.
      6. Patrz na czas i warunki gwarancji i czy obejmuje odbiór "door to door".  
      7. Wyposażenie dodatkowe - ważna sprawa. Dodatkowe stopki potrafią naprawdę sporo kosztować a jeśli są w zestawie z maszyną to robi się milej na serduchu.
      8. Jeśli kupujesz maszynę używaną po gwarancji zorientuj się czy w pobliżu Twojego miejsca zamieszkania znajdziesz osobę, która zna się na naprawach maszyn do szycia. Może się przydać w najmniej oczekiwanym momencie.
      9. Lepiej nie przywiązywać się do jednej marki... ja tak zrobiłam z autem i kilka miesięcy po sprzedaży nadal cierpię...
      10. Nie panikuj. To tylko wybór maszyny do szycia a nie męża/żony. W życiu podejmiesz jeszcze więcej nieporównywalnie ważniejszych decyzji :)
      Tyle. Kropka.
      I tym oto wpisem chyba zakończę 2016 rok :)
      Pozdrawiam!
      Sus

      Fartuszek małej kuchareczki lub małego kuchcika - step by step

      $
      0
      0
      Dawno nie publikowałam żadnego tutoriala, dlatego dziś robię to z przyjemnością na życzenie Pani Kasi, klientki mojego sklepu :)
      Miło tak rozpocząć kolejny rok blogowania.


      Fartuszek dla dziewczynki i chłopczyka (ok. 3-5 lat) przyda się nie tylko podczas wspólnego pieczenia ciasta czy na zajęcia kulinarne w przedszkolu. Może być świetnym pomysłem na miły prezent dla dzieci, które uwielbiają bawić się kuchnią i odgrywać scenki rodzajowe. Wiem, że niejedna pociecha znalazła pod choinką dziecięca kuchnię, zatem fartuszek może być idealnym dopełnieniem prezentu. Myślę sobie, że może być też częścią przebrania na bal przebierańców, bo gdyby uszyć go z jednokolorowej tkaniny i obszyć mocno marszczoną koronką to mamy panią kelnerkę jak się patrzy :)

      Fartuszek jest uszyty z kolorowej bawełny, obszyty bawełnianą lamówką i ma pojemną kieszonką. Bardzo fajny i prosty do uszycia. Poradzą sobie nawet początkujące krawcowe. Zapraszam!

      Potrzebne:
      - kawałek bawełny w wybrany wzór
      - 3 m lamówki bawełnianej
      - nici, szpilki, maszyna do szycia- wiadomo :)
      (bawełny i lamówki polecam oczywiście z mojego sklepu ;) KLIK i KLIK)

      Zaczynamy!

      1. Poniżej podaję orientacyjne wymiary fartuszka (z zapasami na podwinięcia). Wydaje mi się, że dla starszych (i wyższych) dzieci wystarczy nieco przedłużyć i odrobinę poszerzyć fartuszek.


      2. Najpierw muszę dwukrotnie podwinąć i zaprasować górę fartuszka. Następnie przeszyć ściegiem prostym.


      3. Kolejnym etapem jest obszycie fartuszka lamówką. Obszywam póki co tylko boki i dół fartuszka. Wiązanie zostawiamy na później. Jak prawidłowo wszyć lamówkę pokazywałam np. TUTAJ.


      4. Gdy obszyłam już dół i boki muszę zrobić delikatne nacięcia na zaokrąglonych rogach aby lamówka ładnie się układała. Brań Boże nie wolno przeciąć ściegu... Nacinamy a nie przecinamy :D


      5. Następnie podwijam i zaprasowuję lamówkę tak aby na lewej stronie fartuszka przykryła cały szew.


      6. Lamówkę przeszywam ściegiem prostym. Można szyć po lamówce lub wbijać igłę dokładnie w szew - wówczas ścieg jest praktycznie niewidoczny.


      7. Teraz będę szyć wiązania. I tak na wiązanie na szyi zostawiam ok. 30-32 cm lamówki mierzonej od zaprasowanej góry fartuszka a wiązanie na plecach "wyjdzie" samo i też mniej więcej wyniesie 30 cm.


      8. Najpierw szyję zakończenia wiązań czyli zaginam górny brzeg lamówki, zaprasowuję a potem zaginam do środka boki lamówki i też zaprasowuję. I tak na wszystkich czterech końcach.


      9. Następnie przyszywam lamówkę do podkrojów pach i zaprasowuję aby łatwiej mi było szyć same wiązania. Po zaprasowaniu na pół przeszywam lamówkę zaczynając od góry i kończąc na dole za jednym razem.




      10. Teraz nadszedł czas na uszycie kieszonki. Nie jest ona koniecznością ale bywa przydatna i jest też ozdobą fartuszka. Poniżej podaję wymiary kieszonki.


      11. Najpierw zaprasowuję brzegi kieszonki na lewą stronę do środka.


      12. Można dwukrotnie podwinąć górny brzeg kieszonki i przeszyć ściegiem prostym lub przyszyć lamówkę. Ja wybrałam lamówkę aby kieszonka ładnie się odznaczała :) Lamówkę naszywam na prawą stronę kieszonki a końce zawijam. Następnie zaprasowuję ją na lewą stronę tak jak podczas obszywania fartuszka i przeszywam.



      13. Teraz  przypinam kieszonkę do fartuszka szpilkami i obszywam dookoła ściegiem prostym zostawiając górę otwartą :)


      Tadaaam gotowe! 


      Na koniec pan fartuszek w pełnej krasie ;)


      Pozdrawiam!
      Sus

      Dobro wielkie jak SŁOŃ! Nowa akcja pomocy.

      $
      0
      0
      Dwa dni temu odebrałam telefon z Fundacji Stonoga. Jest sprawa... sprawa wielka jak słoń :) Do uszycia czyli dla nas :)


      Tym razem chodzi o pomoc 21 letniemu Jankowi z Łazisk Górnych (toż to mój sąsiad!), który cierpi na "dziecięcego Alzheimera". Podstępna choroba ujawniła się w wieku 13 lat ale dopiero niedawno postawiono właściwą diagnozę. Ta choroba odbiera Jankowi szansę na normalne życie, na przeżywanie najlepszego okresu życia czyli młodości. Zresztą przeczytajcie sami -> KLIK

      Jest jednak lek, który w znacznym stopniu zahamowuje postępującą chorobę i przywraca chłopaka do normalności. Niestety, jak zapewne się domyślacie, kosztuje zawrotne pieniądze czyli 40 tys/miesięcznie. Kuracja powinna trwać minimum pół roku... Rodziców Jasia nie stać na taki wydatek dlatego zwrócili się o pomoc do Fundacji Stonoga. Oczywiście Jasiek z racji pełnoletności nie kwalifikuje się do żadnej refundacji i musi na wszystko uzbierać sam.

      Sprawa Janka będzie nagłaśniana i wierzę, że przyniesie równie spektakularne efekty jak w przypadku pomocy Michałowi Moroniowi (koncerty, wywiady, zbiórki do puszek i przede wszystkim nadzieja i świadomość, że nie jest sam w chorobie).

      Całej akcji potrzebna jest "maskotka" czyli coś co będzie jednoznacznie kojarzyło się z Jankiem. Panie z Fundacji pomyślały o "supełku" jako symbolu zapamiętywania. Ja pomyślałam o Słoniu Trąbalskim, który nosił na trąbie supełek :)

      I teraz wchodzimy MY!
      Wyciągamy maszyny, kolorowe materiały, sznureczki i szyjemy słonie z supełkiem na trąbie. Wygląd, wielkość, technika - dowolna. Może to być maskotka siedząca, stojąca a nawet chodząca. Może to być poduszka ze słoniem. Może to być bluzka z aplikacją - byleby był słoń z trąbą i supełkiem. Na sprzedaż aby zebrać jak najwięcej kasiory dla Janka.
      Uwaga: jeśli szydełkujecie, lepicie z gliny - przyłączcie się! Potrzebujemy duuużo słoni w różnej formie :) Słoń to takie fajne, pozytywne zwierzątko ;) Każdy lubi słonia, dzieciaki za słoniem szaleją a i podobno przynosi szczęście...

      Mogę na Was liczyć? Przyłączycie się prawda? Kto chętny ręka w górę!
      Każdy niech uszyje/wykona słonia (kto chce może więcej) i będzie moc! Od razu podaję adres pod który możecie nadsyłać prace - MAMY MAŁO CZASU! Im szybciej zbierzemy słonie tym lepiej.

      Magdalena Wiśniowska
      Dojazdowa 53
      43-186 Orzesze-Gardawice

      Pozdrawiam Was serdecznie i liczę jak zwykle na Wasze wieeelkie serducha!
      Sus 

      Nie bądź żyła - uszyj słonia!

      $
      0
      0
      Akcja szycia słoni z supełkiem wchodzi na wyższy level :)


      Kolejny raz zachęcam Was do przyłączenia się do akcji. Przypominam, że szyjemy słonie z supełkiem na trąbie (lub ogonku jeśli komuś serce nie pozwala ale słonia to naprawdę nie boli ;) na rzecz 21 letniego Janka z Łazisk Górnych, cierpiącego na rzadką chorobę tzw. "dziecięcego Alzheimera". Potrzeba duuużo pieniążków aby zapewnić mu leczenie i aby dać mu szansę na lepsze życie.

      Słoń z supełkiem na trąbie jest symbolem zapamiętywania a to jak wiadomo jest chyba największym przekleństwem osób chorujących na Alzheimera.
      Poniżej widzicie banerek akcji - śmiało, częstujcie się nim i rozpowszechniajcie gdzie tylko się da :) Niech jak najwięcej osób przyłączy się do nas!


      Piszę o szyciu słoni ale jeśli ktoś jest operatorem szydełka ;) lepi w glinie, modelinie, tworzy z filcu lub z papieru także może przyłączyć się do akcji! Byleby powstał słoń z supełkiem o np. taki jak na poniższych zdjęciach - mój Leopold.


      Jeśli macie obawy co do własnych zdolności krawieckich to wiedzcie, że nie musicie być wykwalifikowanymi krawcowymi ze skończonym ASP. I tak wiem, że szyjąc wkładacie w tę pracę całe serce a to jest najważniejsze! Wygląd wizualny i staranność jest bardzo ważna ale wiem, że na ile pozwala Wam opanowanie maszyny do szycia, na tyle będziecie się starać. Pamiętajcie, że każdy słoń (nawet ten najmniejszy) niebawem zamieni się w konkretny pieniądz przekazany Jaśkowi.

      A tutaj prace osób, które już przesłały swoje słonie i tym samym przyłączyły się do akcji:

      Prawda, że są BOSKIE! Dziękuję, dziękuję, dziękuję z całego serca i czekam na WIĘCEJ! :-*

      Tak więc raz jeszcze apeluję: szyjcie bez spiny i śmiało nadsyłajcie do mnie słonie a ja przekażę je Fundacji Stonoga. Myślę, że to będzie równie udana akcja jak w przypadku Michała Moronia. Bardzo na to liczę.


      Przypominam mój adres:

      Magdalena Wiśniowska
      Dojazdowa 53
      43-186 Orzesze-Gardawice


      Pozdrawiam!
      Sus

      Luźna wariacja na temat stroju strażaka

      $
      0
      0
      Na pytanie "za kogo chcesz być przebranym na balu przebierańców?" niczego nieświadom Staś odpowiedział, że za strażaka. Ufff całe szczęście bo kask strażaka dostał kilka miesięcy temu, więc ja musiałam uszyć "tylko" resztę odzienia ;)



      Dwa dni przed balem Staś stracił zapał.
      Dzień przed balem, gdy wręczyłam mu dopiero co uszyty strój stwierdził, że nie chce iść... Super super... kurtyna opada. Maluch nie był świadom co go czeka i widać było, że się boi. Teraz na  szczęście jest już po jego pierwszym przedszkolnym balu przebierańców i pomimo początkowych oporów bawił się świetnie :)


      Strój, jak pisałam na fecebooku, szyłam na raty pomiędzy pakowaniem jednego zamówienia a drugiego. Nie lubię szyć na raty ale cóż było robić.
      Całość jest uszyta z typowej dzianiny pętelki w kolorze czarnym i czerwonym. Jest to dość luźna interpretacja stroju strażaka, gdyż guziki "ściągnęłam" od strażaka Sama a reszta to już bardziej nasza rodzima straż pożarna. Klasycznie czerwona ;)

      Skąd wzięłam wykrój? Z Ottobre. Góra stroju była bluzą małego masterchefa ale ja dorobiłam do niej kołnierzyk, który dość nieźle przypasował do strażackiej kurtki. Spodnie to zwykłe dresiaki z ponaszywanymi paskami (chyba też z Ottobre ale głowy nie dam). I tyle.



      Moim zdaniem całość prezentuje się OK. Chciałam mu założyć jeszcze brązowy pas ale odmówił. W sumie może i dobrze, bo wówczas bardziej wyglądałby jak policjant z Królewskiej Kanadyjskiej Policji Konnej niż strażak :)

      Pozdrawiam!
      Sus

      Żelazko Silver Crest z Lidla - HIT czy KIT?

      $
      0
      0
      Do napisania tej recenzji zabierałam się od dłuższego czasu. Wcześniej jednak chciałam dobrze przetestować żelazko. Obecnie od zakupu minęło już kilka miesięcy, używam go praktycznie codziennie i myślę, że już czas podzielić się z Wami moją opinią. Zapraszam do długiej lektury (kawa/ciastka/słone przekąski mile widziane).


      Żelazko musiałam zakupić do pracowni. Wiadomo - bez żelazka podczas szycia nie da się żyć, jest absolutną koniecznością. Byłam zdecydowana na zakup żelazka marki TEFAL, gdy dokładnie w tym samym czasie w Lidlu pojawiło się żelazko Silver Crest Steam Iron. Szukałam w necie obiektywnych opinii na temat tego konkretnego modelu ale nie znalazłam niczego interesującego. Same ogólniki.

      Na moim profilu facebookowym tylko jedna osoba napisała (Sylwia dzięki!), że ma podobne i jest zadowolona. Postanowiłam zaryzykować i je kupić, ponieważ kwota jaką sobie za nie życzył Lidl nie przekraczała 100 zł.

      Co poza ceną skusiło mnie do zakupu? Przede wszystkim moc! Ma aż 2400 W więc całkiem nieźle jak na zwyczajne żelazko domowe. Poza tym bardzo szybko się nagrzewa (raptem kilkanaście sekund) i jest dość ciężkie. Wygodnie leży w dłoni, przyciski są usytuowane we właściwych miejscach, nie ma najmniejszego problemu z obsługą nawet nie patrząc na wyświetlacz LCD.

      Co jeszcze obiecuje producent (przepisane z pudełka):
      - 9 programów do prasowania
      - elektroniczne ustawianie temperatury
      - stopa pokryta wysokiej jakości powłoką ceramiczną
      - możliwość prasowania na sucho jak i z użyciem pary
      - 47 otworów wylotu pary i dwie funkcje wyrzutu: w pionie i w poziomie
      - system zapobiegający kapaniu wody
      - funkcję samoczyszczenia
      - automatyczne wyłączania się żelazka podczas dłuższego nieużywania
      - kabel obrotowy 360 C
      Muszę stwierdzić, że wszystkie obietnice są spełnione.
      Faktycznie, żelazko ma płynną regulację ustawienia temperatury. Przyciskiem po lewej stronie zwiększa się moc grzania a przyciskiem po prawej stronie zmniejsza. Wyrzut pary jest niezły choć nie tak spektakularny jak w przypadku stacji parowej. Żelazko bardzo płynnie i gładko sunie po materiale. Póki co nie dorobiło się żadnych rys ale myślę, że to niestety kwestia czasu (ahh te szpilki). Bardzo podoba mi się to, że z żelazka nie kapie woda nawet podczas prasowania na niskiej temperaturze. To prawdziwa zmora i przekleństwo krawcowych ponieważ można sobie nieźle "załatwić" szytą odzież...
      Trochę denerwuje mnie automatyczne wyłączanie się żelazka. Bo wiecie - żelazko samo wyłączy się po 30 sekundach jeśli postawicie je płasko na stopie. To z pewnością ma szansę uratować wiele koszul prasowanych przez gapowate panie domu albo nierozgarniętych mężczyzn, ale jeśli dekatyzuję bawełnę i prasuję ją przez kilkadziesiąt sekund z użyciem pary to żelazko i tak się wyłączy bo stopa dotyka tkaniny w poziomie. Muszę wówczas wykonać szybki ruch i postawić żelazko w pionie. Wówczas znów wszystko się włącza i działa prawidłowo. Jest to  denerwujące właśnie przy dekatyzacji albo końcowym prasowaniu np. uszytej pościeli. Takie prasowanie trwa zwykle dość długo a ja co 30 sekund muszę machać ręką ;) Jeśli postawicie żelazko w pionie to wyłączy się dopiero po ok. 8 minutach i zaalarmuje to głośnym sygnałem dźwiękowym. Na szczęście jak pisałam wcześniej - żelazko nagrzewa się bardzo szybko więc nie trzeba długo czekać aby znów było gotowe do pracy.



      Żelazko kontra stacja parowa.
      Jak wiecie od grudnia 2012 roku jestem właścicielką generatora pary marki Bosch. Czy zatem można porównać te dwie maszyny? Można, można i poniżej przedstawiam wnioski:
      1. Prędkość nagrzewania - zdecydowanie na plus dla żelazka Silver Crest. Generator nagrzewa się kilka minut (dla mnie czasem to wieczność...) i głośno pompuje wodę zaś żelazko jest gotowe do pracy w kilkanaście sekund.
      2. Moc wyrzutu pary - zdecydowanie wygrywa generator pary wszak nazywa się... generatorem pary ;) Nie da się ukryć, że siła wyrzutu 5,5 bara robi swoje a koszulki męża prasuję na płasko tylko z jednej strony gdyż para przechodzi przed 2 warstwy tkaniny na wylot.
      3. Kapanie wody - dla mnie to przekleństwo. Nie raz i nie dwa ubrudziłam prasowaną odzież - prasowaną generatorem pary. Z żelazka nic nie kapie i mogę bez obaw prasować rzeczy uszyte na zamówienie.
      4. Pojemnik na wodę - wygrywa generator. Zbiorniczek żelazka mieści szklankę wody zaś do zbiornika generatora wlewam jej ponad 500 ml. W żelazku woda dość szybko się kończy i trzeba często dolewać. Generatorem prasuję, prasuję i prasuję :)
      5. Efekt finalny prasowania - to w zasadzie najważniejszy test i muszę przyznać, że żelazko Silver Crest totalnie mnie zaskoczyło. Tak, ono lepiej rozprasowuje zagniecenia niż generator pary. To straszne ale prawdziwe! Bałam się, że tanim żelazkiem nieźle się umęczę podczas rozprasowywania zagnieceń ale prawda jest zupełnie inna.
      * Radzi sobie lepiej z rozprasowaniem zagnieceń na wypranej surówce bawełnianej niż generator. Generator poległ totalnie...
      * Radzi sobie lepiej z rozprasowaniem zagnieceń, które stworzyła maszyna składająca i nawijająca bawełnę w fabryce. Poniżej macie dowód. Oczywiście zagniecenia są ale o wiele mniej widoczne i całość wygląda bardziej estetycznie.

      Przed prasowaniem

      Po prasowaniu
      Moim skromnym zdaniem żelazko z Lidla zawstydziło generator pary uznanej marki wart kilkaset złotych. Mąż się dowie, że generator który sam mi kupił jest po prostu gorszy. Ajjjjć...
      Generator został w domu, prasuję nim domowe pranie ale gdy mam coś co wymaga specjalnego traktowania przynoszę żelazko z pracowni.

      Jeśli więc zastanawiacie się nad zakupem nowego żelazko to to konkretne z Lidla mogę polecić. Ostatnio widziałam w Lidlu żelazko o mocy 2600W i trochę żałowałam, że swoje kupiłam wcześniej. Niemniej i tak jestem zadowolona :) Oczywiście nie ma cudów i żelazkiem nie uzyskacie gładkości a'la magiel ale jest naprawdę dobrze jak na te pieniądze.
      Jestem ciekawa jak długo moje żelazko pożyje. Szczęśliwie Lidl daje aż 3 lata gwarancji a z wymianą też nie robi problemów więc myślę, że gdyby coś padło to reklamacja zostanie rozpatrzona pozytywnie.

      Pozdrawiam!
      Sus

      PS. Myślę, że po tym wpisie wzrośnie sprzedaż żelazek Silver Crest a Lidl powinien nawiązać ze mną współpracę hehe. To oczywiście żart.

      Przygoda z radiem

      $
      0
      0
      2 lutego spotkała mnie niezwykła przyjemność - zostałam zaproszona do katowickiego Radia eM aby porozmawiać o szyciu i o grupie "Śląskie Szyje" do której należę. Czy mogło spotkać mnie większe wyróżnienie? Chyba nie :)


      Zawsze zastanawiałam się jak wygląda radio "od kuchni". Jak to jest założyć te duże słuchawki na uszy i opowiadać do mikrofonu o tym co jest pasją i radością (i pracą - w moim przypadku). Jak od kuchni wygląda praca reporterów i osób, które tworzą audycje. Jak to wszystko przebiega kiedy poszczególne wejścia są przecinane piosenkami, co się wówczas dzieje i o czym się rozmawia kiedy słuchacze tego nie słyszą :) Mogłam tego doświadczyć dzięki zaproszeniu Pani Katarzyny Widera-Podsiadło, jednej z reporterek mojego ulubionego radia. Bo akurat Radia eM słuchamy z Mężem od dawna (chyba od czasów moich studiów), dzień zaczynamy od włączenia w kuchni naszego nie-pierwszej młodości odbiornika :)

      Ah co to była za przygoda!
      Do spotkania w radiu zaprosiłam moją koleżankę z grupy "Śląskie Szyje", Justynę Botor. Razem było nam raźniej, nie zjadły nas nerwy i przeżyłyśmy cudowną przygodę. Dzięki Justynka, że znalazłaś czas aby wystąpić tam ze mną!

      Na początku był lekki stresik ale muszę przyznać, że Pani Kasia jak i Pan Grzegorz Bociański (mój ulubiony głos Radia eM) doskonale nas zagadali i nie pozwolili zbytnio się zestresować :D  Naprawdę nie czułam stresu a do domu wracałam jak na skrzydłach. Z przyjemnością mogłabym to powtórzyć :D

      Z tego miejsca chciałabym zaprosić osoby, które nie słyszały audycji do odsłuchu okraszonego dawką zdjęć. Za nagranie i montaż materiału serdecznie dziękuję mojemu ulubionemu fotografowi i koledze w jednej osobie czyli Krzyśkowi Grabowskiemu z Grabowski Sound&Image




      PS. W związku z akcją "Supełek dla Jaśka" kilka dni przed spotkaniem w  Radiu eM, zawitała do mnie reporterka TVP Katowice i zapytała o tę niezwykłą akcję. Poniżej oba materiały (niestety musicie przebrnąć przez moc reklam...)





      Pozdrawiam!
      Sus

      Viewing all 211 articles
      Browse latest View live